piątek, 24 maja 2013

Rozdział 2



-Tylko się nie denerwuj  … eeeee … aaa … co ty … Czemu tak patrzysz? Eee …- kiedy zatrzymałam się krok przed nim, w jego wzroku zobaczyłam niedowierzanie i strach. Nie chciałam się tak bardzo zdenerwować, ale  nie udało mi się powstrzymać. Porządnie wkurzona wyrwałam Tomowi z rąk szkicownik i ruszyłam w drogę powrotną. Chwilę zajęło mi przecięcie polany. Już miałam zacząć walkę z gęstymi chaszczami, kiedy usłyszałam lekko zasapany głos Toma.
-Agata! Nie wygłupiaj się , zaczekaj…-złapał mnie za łokieć, który jednym, sprawnym ruchem mu wyrwałam, odwracając się w jego stronę. Tym sposobem stanęłam z nim twarzą w twarz.
-Co cię tak zdenerwowało?
-Jak to co? Zabierasz mi moją własność i bez pytania przeglądasz całą zawartość! To moje osobiste rzeczy i bez pozwolenia nikomu nie wolno ich ruszać! Co byś zrobił gdybym to ja zabrała coś twojego i zachowała się jak ty przed chwilą?! Miło by ci było?-wyrzuciłam to z siebie w prędkości  strzałów karabinu maszynowego i z ogromnym oburzeniem. Widziałam jak żal wypływa na jego twarz. Mimo to odwróciłam się. Przedzierając się przez krzaki, próbowałam nie myśleć o tym co przed chwilą wykrzyczałam Tomowi w twarz. Nie słyszałam za sobą jego kroków. Z jednej strony bałam się, że nie pójdzie za mną. Jednak z drugiej chciałam zawrócić i wytłumaczyć o co dokładnie mi chodziło, ale nie potrafiłam. Jakaś niewyjaśniona siła nie pozwalała mi się zatrzymać. Czułam się bezradna. Chciałam zawrócić teraz, zaraz, już. Mimo to nie mogłam. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle stałam na ścieżce jak słup soli. Źle się czułam przez to co powiedziałam w gniewie. Poniosło mnie i to bardzo. W tym momencie wychwyciłam odgłos kroków. Ktoś biegł. Miałam nadzieję, że to Tom. Było to mało prawdopodobne ale w mojej głowie tliła się myśl, że nie jest na mnie zły i mnie zaraz dogoni. Jak wielkie było moje rozczarowanie, kiedy minął mnie kto inny? Ogromne. Stałam więc ze spuszczoną głową i przypominałam sobie każdy, nawet najdrobniejszy szczegół z naszej rozmowy i spotkania. Nagle wyczułam, że ktoś mi się przygląda. Pośpiesznie podniosłam wzrok. Rozglądnęłam się dookoła i nic. Nikogo nie było. Musiało mi się tylko wydawać- uspokajałam się w duchu. Zrobiłam parę kroków i znów to uczucie. Byłam prawie pewna, że nie zobaczę tej osoby. Dlatego skupiłam się i zamknęłam oczy. Wsłuchiwałam się, żeby wyłapać ten dźwięk.
W końcu mi się udało. Tajemnicza osoba była oddalona ode mnie o jakieś 60 metrów. Patrzyła na mój lewy profil. Słyszałam jak cicho przechodzi pomiędzy drzewami. Za moment słyszałam kroki dwóch osób. Tyle, że drugie dochodziły zza moich pleców. Nagle zaczęły się szybko przybliżać. Ten ktoś biegł. W mgnieniu oka odwróciłam się i otworzyłam spokojnie oczy. Wiedziałam kogo zobaczę, nie myliłam się. Stał teraz z pytającym i przepraszającym wzrokiem wlepionym we mnie. Jego obecność skutecznie odwróciła moją uwagę od obserwatora. Uśmiechnęłam się do Toma przyjaźnie.
-Proszę, zapomnijmy o tej głupiej sytuacji przed chwilą.-poprosiłam cicho.
-Pewnie, nie było zdarzenia. To co, idziemy na ten skwer, tak?-spytał z uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami.
-To w drogę towarzyszu.-odparłam udając bezgraniczne oddanie.
Dzięki temu rozładowaliśmy napiętą atmosferę. Roześmiani ruszyliśmy alejką prowadzącą do wyjścia z parku. Nie zwracałam uwagi na drogę, bo byłam pochłonięta rozmową z Tomem. Z mojej twarzy nie znikał ogromny uśmiech. Zdecydowanie polubiłam tego chłopaka. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało. Przeskakiwaliśmy z jednego tematu na drugi, od tych błahych po te poważne. Omijaliśmy jedynie te osobiste, a raczej ja je omijałam. W końcu poznałam Toma dopiero dzisiaj, więc chyba nikogo to nie zdziwi. Przynajmniej tak się tłumaczyłam samej sobie w myślach. Mimo to czas minął mi bardzo szybko i kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś placu, zaskoczona stwierdziłam, że otarliśmy na miejsce. No to teraz pożegna się i pójdzie, zostawiając mnie tu samą. No i pozbawi mnie miłego towarzystwa- pomyślałam lekko zasmucona. Spojrzałam na czarnowłosego chłopaka ze smutkiem w oczach. A on uśmiechnął się.
-Mogę z tobą poczekać?- spytał z nadzieją w głosie.
-Jeśli wytrzymasz moje towarzystwo to tak.- odparłam jakby mi na tym w ogóle nie zależało.
-Myślę, że może mi się udać… Wiesz, jakoś nie spieszy mi się do domu. Jesteś bardziej rozmowna niż puste cztery ściany.- odparł z figlarnym uśmiechem, a ja nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Usiedliśmy na jednej z kilku drewnianych, ciemnobrązowych ławek. Patrzyliśmy w milczeniu na przechodniów spieszących się Bóg wie gdzie, na gołębie i inne ptaki szukające czegoś do zjedzenia, na turystów ciekawie przyglądającym się wszystkiemu co mijali. Jakimś cudem ta cisza wcale nie była krępująca. Słońce wyjrzało zza chmur i uraczyło nas ciepłymi promykami. Wyjęłam butelkę wody z torebki i napiłam się, by ugasić pragnienie. Za moment wzięłam drugą i podałam zdziwionemu granatowookiemu. Przyjął ją z wdzięcznością. Gdy opróżnił zawartość, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie niepewnie. Zaskoczyło mnie to zachowanie i zaczęłam się zastanawiać co też może znaczyć. Może chce o coś spytać? Może, a może nie… Z jednej strony chciałam wiedzieć co się dzieje, ale z drugiej… Sama już nie wiedziałam. Zarejestrowałam, że Tom się do mnie odwrócił, więc obróciłam twarz w jego stronę. Wyglądał jakby układał właśnie w myślach co chce mi powiedzieć. Nie poganiałam go. Po prostu czekałam aż sam będzie gotowy wypowiedzieć to co chciał lub to, co z tego wyjdzie. Wiedziałam, że każdy czasem nie wie jak wyrazić słowami własne myśli. Czasem też tak miałam, to nic za co można by było się wstydzić. Jak to mówią? A tak- nic co ludzkie nie jest mi obce. Sama prawda.
-Eeee… nie wiem jak to powiedzieć… hmmm… Chcę żebyś wiedziała, że … ,że ja… eeaaa…