czwartek, 28 listopada 2013

Historia z baru

Dwudziestego grudnia, jak co wieczór chłopak o bujnej różowej czuprynie stał za barem, obsługując klientów. Był najmłodszym pracownikiem, dlatego jego najczęściej sprawdzano. Co złego by się nie stało, pierwsze podejrzenie zawsze padało na niego. Z racji wieku miał też najwięcej roboty, nie był tylko barmanem, dodatkowo sprzątał lokal po zamknięciu. Gdyby nie to, że klientki były nim oczarowane i od początku jego etatu tłumniej przybywały do baru, zostałby już dawno zwolniony. Zysk był jego kartą przetargową i dobrze o tym wiedział. Nie narzekał także na napiwki, które dostawał od pięknych kobiet. Mimo dużego powodzenia wśród pań, Natsu nie umawiał się z pierwszymi lepszymi dziewczynami. Zdążył się przekonać, że znajomości z pracy nie powinny mieszać się z prywatnymi sprawami, już parę razy źle na tym wyszedł i nie śpieszyło mu się, by to powtórzyć. Na jego szczęście klientów było tylko kilku. Co wcale nie było dziwne, bo Święta Bożego Narodzenia miały się lada moment zacząć i każdy miał pełno spraw do załatwienia. Dlatego zdziwił się, gdy młoda kobieta raźnym krokiem weszła do środka. Ze smutnym uśmiechem usadowiła się na końcu baru, dokładnie pod oknem. Powoli podchodząc do nieznajomej, krążył wzrokiem po jej ciele. Długie, brązowe włosy falami opadały na ramiona i plecy, zachwycając głębokim kolorem i delikatnym zapachem fiołków. Dopasowany sweterek z głębokim dekoltem, idealnie podkreślał jej smukłą sylwetkę i odsłaniał dekolt, dzięki czemu każdy mężczyzna w pomieszczeniu mógł podziwiać jej kobiece krągłości. Stojąc przed nieznajomą, nie potrafił oderwać wzroku od hipnotyzujących, fioletowych oczu. Widział w nich lekkie rozbawienie i smutek, który starała się ukryć. Oszołomiony nie potrafił powiedzieć nawet jednego słowa, po prostu zabrakło mu języka w gębie.
-Butelkę sake i kieliszek.-odparła odwracając wzrok i obserwując świat za oknem.
Natsu natomiast stał jeszcze chwilę, zanim ruszył zrealizować zamówienie.



Cały wieczór obserwował śliczną nieznajomą, która zdążyła przed zamknięciem wypić cały zapas sake, który powinien wystarczyć na dwa miesiące. Najdziwniejsze było to, że wcale nie wyglądała na upitą. Ba, nawet się nie zachwiała, wychodząc z baru minutę przed planowym zamknięciem. Mimo że jej rachunek był bardzo wysoki, zostawiła też średni napiwek.
Barman sprzątając, wspominał jej fioletowe oczy z nadzieją, że jeszcze kiedyś je zobaczy.



Ku radości chłopaka, piękna brunetka zawitała w lokalu także następne trzy wieczory. Pojawiała się i wychodziła zawsze o tej samej godzinie, dodatkowo zamawiała jedynie sake i piwo, gdy to pierwsze się kończyło. Mimo zainteresowania ze strony mężczyzn, z żadnym nie rozmawiała, a najbardziej zawziętych potrafiła przepędzić trzema słowami. Wydawała się niedostępna, jej uśmiech zachęcał do rozmowy, ale oczy kazały się trzymać z dala od ich właścicielki. Ta kobieta była zagadką, którą Natsu chciał rozwiązać. Od dawna nie był tak zainteresowany żadną dziewczyną. Te przeciwieństwa w postawie i wzroku działały na niego jak płachta na byka. Denerwowało go to, ale też pociągało.


Dwudziestego czwartego grudnia podczas zamykania lokalu, różowowłosy wpadł na jakąś kobietę, przewracając się na ziemię, pokrytą białą warstwą śniegu razem z nią. Po chwili zorientował się, że koło niego "wylądowała" owa tajemnicza piękność. Szybko wstając, pomógł podnieść się fioletowookiej, która o dziwo była nieźle wstawiona. Musiał ją podtrzymywać, bo z pewnością znów wylądowałaby na chodniku. Zadawał jej wiele pytań między innymi o imię, adres, pochodzenie, rodzinę, ale na żadne nie dostał odpowiedzi. Dodatkowo, gdy Natsu myślał co zrobić, kobieta zasnęła, przytulona do jego ramienia. W tym wypadku wziął ją na ręce i zabrał do swojego mieszkania.


Obudziła się przez huk tłuczonego szkła, który dobiegł zza ściany. Siadając na kanapie, rozglądała się po skromnie umeblowanym salonie, to nie było jej mieszkanie, nie znała tego miejsca i nie wiedziała jak się tu znalazła. Starała się, bezszelestnie dojść do kuchni, skąd słychać było ciche podśpiewywanie. Ostrożnie przeszła mały korytarzyk i zatrzymała się przed uchylonymi drzwiami. Gorączkowo rozglądała się za przedmiotem, który w razie potrzeby posłużyłby jej jako broń do samoobrony. Z uśmiechem złapała duży, granatowy parasol. Następnie pewnym krokiem weszła do kuchni, a widząc chłopaka z nożem w ręce, zamachnęła się na niego parasolką. Niestety nie trafiła, ale nie przejęła się tym, za to odskoczyła od zdziwionego różowowłosego  na bezpieczną odległość i szybko zlustrowała jego wygląd.
Był trochę wyższy od niej, ręce miał umięśnione, sylwetkę imponującą i męską, twarz przyjazną i szczery uśmiech, jednak oczy były czarne i dzikie. Gdyby nie one, nie broniłaby się marnym przedmiotem i nie robiłaby z siebie wariatki. Choć zdołała uderzyć chłopaka parę razy, przy następnym ciosie wyrwał jej broń (czytaj parasol) z rąk. Zanim się spostrzegła, została mocno przyciągnięta przez chłopaka, przez co straciła równowagę, a przeciwnik ją obezwładnił. Teraz stał za nią, jedną ręką przytrzymywał ją w pasie przy sobie, a drugą trzymał jej oba nadgarstki w mocnym chwycie. Brunetka czuła, że opiera się plecami o jego tors i o dziwo nie robi jej krzywdy.
-Teraz cię puszczę, ale jak się na mnie zamachniesz lub spróbujesz uciec, to znów cię złapię i nie będę już miły. Lepiej bądź grzeczna.-usłyszała po chwili.
Gdy ją puścił, jedyne co zrobiła to odwrócenie się twarzą do chłopaka. W napięciu czekała co się stanie.
-Jestem Natsu, jestem barmanem w barze "Ognistego smoka". Wpadliśmy na siebie, kiedy zamykałem lokal. Byłaś wstawiona i zasnęłaś mi na rękach, dlatego zabrałem cię ze sobą. To moje mieszkanie, jak chcesz możesz tu zostać. Jeśli nie, to po kolacji nie będę cię zatrzymywał.-wytłumaczył spokojnie zdziwionej kobiecie.
-Wypadałoby, żebyś teraz ty coś mi o sobie powiedziała.-dodał po chwili.
-Cana, jestem sekretarką, po pracy odwiedzam bary. Może być? Czemu mogę stąd wyjść dopiero po kolacji?-spytała ostrożnie.
-Bo zdzieliłaś mnie parasolem. Czy ktoś czeka na ciebie z kolacją?
-Nie, znaczy ...
-To idziesz ze mną. W łazience na szafce są ubrania dla ciebie, idź się przebrać. Nie mamy dużo czasu.
-Ale co ...
-Potem odpowiem na pytania. No idź już!-dodał zirytowany Natsu.
Chłopak szybko zmienił koszulę na czysto białą i idealnie wyprasowaną, spakował prezenty i zabrał gotowe do zjedzenia karpie. Gdy założył kurtkę i buty, Cana wyszła z łazienki w dopasowanej, czarnej spódnicy do kolan i bordowym sweterku z lekkim dekoltem. Widząc ponaglające spojrzenie różowowłosego, szybko opatuliła się płaszczem i ubrała kozaki. Z mieszkania chłopaka poszli przez zasypane śniegiem uliczki, do następnego bloku, do jego przyjaciela. W tym czasie zdążyli omówić kilka istotnych spraw i uzgodnili, że w razie jakichkolwiek pytań są znajomymi, a przyszli razem tylko dlatego, że dziewczyna nie miała z kim spędzić wieczoru. 

Po pokonaniu czterech pięter stanęli u celu. Przyjęci zostali bardzo serdecznie i ciepło. Cana poznała domowników Juvię i Graya oraz ich pociechy sześcioletnią Reshę, czteroletniego Jegana i dwuletnią Yuri. Zdziwiło ją, że dwudziestopięcioletnia kobieta, czyli o rok młodsza od niej, może tak kwitnąco wyglądać i zajmować się domem i dziećmi. Podczas pomagania w kuchni, zdążyły się trochę poznać. Przygotowując nakrycia i doprawiając potrawy, rozmawiały jak dobre znajome oraz śmiały się wesoło z żartów, którymi się wymieniały. W pewnym momencie Juvia zaczęła opowiadać brązowowłosej o zabawnych zdarzeniach z przeszłości, w każdym występował Natsu. Raz zakładał się o jakieś pierdoły z jej mężem, następnym razem biegał dookoła bloku z Reshą na barana, to robił żarty z Jeganem albo czytał bajki Yuri, ale najbardziej zainteresowała ją historia z biwakowaniem, a dokładniej z opowiadaniem historyjek przy ognisku. Cana nie mogła się pozbyć, ze swojej bujnej wyobraźni widoku tego czarnookiego chłopaka przy ognisku. Dodatkowo pani domu zdradziła jej, że jest w drugim miesiącu ciąży, co fioletowooką nie mało zdziwiło. Musiała mieć minę typu : "Trójka dzieci ci nie wystarcza?!", bo Juvia ze śmiechem dodała
-Postanowiliśmy mieć liczną rodzinę i tak orientacyjnie chcielibyśmy mieć piątkę maluchów.
Po czym wyszła do salonu z talerzami, by je porozkładać. Za to brązowowłosa z lekkim zmieszaniem, zabrała się do pomocy.



Natsu cały wieczór się uśmiechał, uwielbiał żartować z przyjaciółmi, a zabawy z ich dziećmi wcale mu się nie nudziły. Uśmiech Cany dodatkowo poprawiał mu nastrój, dziewczyna dobrze dogadywała się z "całą ferajną", co mile go zaskoczyło. Dzieciakom bardzo przypadła do gustu, przez co cały czas zadawały jej pytania. Resha nie odstępowała jej na krok i co jakiś czas pytała kiedy znowu ich odwiedzi. Jegan pochwalił się nowo dostaną piłką, którą ze sobą nosił gdziekolwiek się ruszył. A Yuri zaskoczyła wszystkich i ze swoim prezentem w postaci lalki, wepchnęła się zdziwionej kobiecie na kolana, sadowiąc się wygodnie. Jednak nic bardziej go nie rozczuliło, niż widok śpiącej Cany z Yuri na kolanach, przytuloną do jej ręki. 
Gdy Juvia kładła dzieciaki spać, Gray pomógł przyjacielowi, ubrać płaszcz śpiącej kobiecie. Kiedy obydwoje byli ciepło ubrani, chłopak wyszedł z brunetką na rękach, żegnając się ciepło z gospodarzami.


Czarnooki ułożył śpiącą dziewczynę na łóżku, delikatnie ściągnął z niej płaszcz i opatulił szczelnie kołdrą. Wychodząc z sypialni z poduszką pod pachą, przystanął w progu i z uśmiechem na twarzy spojrzał na śliczną Canę, która przez sen była bardzo spokojna, a nawet delikatnie się uśmiechała. Po chwili ruszył do salonu z nadzieją na dobre jutro. Szybko posłał sobie kanapę i błyskawicznie odpłynął do krainy snów.


-Natsu, Natsu obudź się ... proszę ...-szeptała wystraszona.
Szarpała chłopaka za ramię dobre kilka minut, chciała żeby się obudził już teraz, potrzebowała jego wsparcia.
-Resha idź spać, poczytam ci rano ...-mamrotał przez sen.
-Natsu ...- nagle głos jej się załamał. Za oknem szalała burza, sypał gęsty śnieg, a momentami grad, wiało okropnie i słychać było przeraźliwie głośne grzmoty. Co jakiś czas niebo przeszywały ogromne błyskawice, oświetlające ziemię jak latarki o niewyobrażalnie dużym zasięgu. Dziewczyna trzęsła się ze strachu i zimna, co chwilę zatykała uszy i kuliła się jeszcze bardziej. Gdy wyrwał jej się krzyk, różowowłosy w końcu się przebudził.
-Cana? Cała się trzęsiesz, ... co się dzieje? To przez burzę?-w odpowiedzi kobieta zdołała tylko kiwnąć lekko głową. Natsu orientując się po minucie w sytuacji (czasami może mu się udać szybko-jak na niego-załapać o co kaman, hehehe), wstał i zaniósł kobietę do łóżka. Gdy chciał się odsunąć, jej ręka złapała go mocno za ramię. A on widząc strach w pięknych, fioletowych oczach i niemą prośbę, by z nią został, położył się obok. Ta słysząc kolejny i jeszcze głośniejszy grzmot, wtuliła się w czarnookiego, który opatulił ich oboje kołdrą i przytulił dziewczynę opiekuńczo. Głaszcząc Canę po plecach, opowiadał jej najróżniejsze historie ze swojego dzieciństwa, by choć na chwilę odwrócić jej uwagę od szalejącej pogody za oknem. Dzięki temu udało mu się zachęcić ją do rozmowy, przez co mogli się lepiej poznać. Okazało się też, że każde z nich łatwo nie ma w życiu, ale mimo problemów podążają w swoją własną stronę, wspólnie przegadali połowę nocy, a resztę spędzili w swoich objęciach, utuleni jak małe dzieci do snu.



niedziela, 29 września 2013

Pokojówka i lord

Z racji, że bardzo długo niczego nie dodałam, postanowiłam dać coś nietypowego. Możliwe, że nie wszystkim się spodoba, ale już jakiś czas temu chciałam zrobić oneshota z całkiem nowym paringiem z Fairy Tail. Wpadłam na niego dzięki mojej przyjaciółce, z którą wymyślałyśmy właśnie takie głupoty. Czemu? Bo się nudziłyśmy, a wyobraźnia stwarzała  takie dziwactwa.
Dlatego dedykuję ten rozdział mojej przyjaciółce, która ma nierówno pod sufitem- Vendetta to specjalnie na twoją prośbę, bym to zapisała.
Życzę miłego czytania :)

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 3



-Eeee… nie wiem jak to powiedzieć… hmmm… Chcę żebyś wiedziała, że … ,że ja… eeaaa…- gubił się w tym co sam mówił. Chciałam mu to jakoś ułatwić, ale nie wiedziałam jak.
-Kurde, nie jestem dobry w takich rozmowach…- spojrzał na swoje buty, starannie omijając mój wzrok.
-Spokojnie, nie szukaj pięknych słów. Te proste często są lepszym rozwiązaniem.
-Wiesz jak pocieszać innych. Chyba masz w tym niezłą wprawę.
-Pewnie, jestem pocieszycielką na telefon.- odparłam ze śmiertelną powagą.
-Masz zabawne pomysły hahahahaha… Czekaj, ty nie żartujesz?!- mina mu zrzedła i wyglądał jakby rozmawiał z osobą, która postradała zmysły.
-Pierwszy raz słyszysz o czymś takim, więc wybaczę ci tę okropną niewiedzę. Najważniejsze jest to, by nie dać się zrobić w konia i nie wierzyć w bzdury, które właśnie wygaduję.- dodałam z triumfalnym uśmiechem. Obydwoje równocześnie zanieśliśmy się głośnym, niepochamowanym i radosnym śmiechem. Przechodnie patrzyli na nas jak na wariatów, szeptali głupie komentarze na nasz temat między sobą. Ale nie interesowało nas to.
Nagle  usłyszałam dzwonek mojej komórki. Ciągle rechocząc, przeszukiwałam torebkę. Nawet nie sprawdziłam kto się próbuje ze mną skontaktować. Nakazując ciszę Tomowi, odebrałam połączenie.
-A gdzie to się szlajasz słońce ty moje?
-Witam cię Krzychu, jak miło, że się o mnie martwisz. Coś się stało?
-Czemu miałoby się coś stać?
-Może dlatego, że ostatnio dzwonisz, żeby przekazywać mi złe wieści?
-Nie no co ty … choć w sumie …
-Skoro przyznałeś mi już rację, to wyjaśnij mi o co tym razem chodzi.
-No, więc jest mały problem …
-Tak …
-Potrzebna nam rada …
-Powiesz w końcu o co chodzi, czy masz zamiar bawić się w podchody?
-Już, już … Wiesz może co pomaga nerwowym koniom?
-Masarz, spacer, wypuszczenie na łąkę, towarzystwo i wiele innych.
-Dzięki, to ja już ci nie przeszkadzam słońce.
-O jakiego konia …- nie zdążyłam nawet zapytać, bo już się rozłączył.
Popatrzyłam zdziwiona na urządzenie, jakby ono było winne przerwaniu połączenia. Natomiast Tom próbował mi się nie przyglądać, co marnie mu wychodziło. Dziwnie na mnie patrzył, ale znów to zignorowałam. Podnosząc wzrok, zauważyłam znajomą postać. Pomachałam rękami, żeby zwrócić na siebie uwagę, udało się. Z uśmiechem wstałam z ławki, zabierając torebkę.
-Już idziesz?- spytał granatowooki z wyraźnym smutkiem.
-Tak, Marcin już na mnie czeka.
- Marcin? Kto to?- nic z tego nie rozumiał. Zwyczajnie za nią nie nadążał; miejmy nadzieję, że to tylko przez niewyspanie, natłok pracy i myśli galopujących w jego głowie.
-Co? Ahh tak … to mój kuzyn. Muszę już iść, pa!
-Zaczekaj!- złapał mnie za nadgarstek. Powoli odwróciłam się do Toma, wpatrywałam się w niego czekając aż się odezwie.
-Mogłabyś dać mi swój numer telefonu?
Patrzyłam na niego zaskoczona. Byłam dla niego niezbyt miła, wykrzyczałam mu w twarz niemiłe słowa, uciekłam zamiast przeprosić. Mimo to on chciał mieć ze mną kontakt! o.O  SZOK!
-Pytasz poważnie?
-Jak najbardziej.- zapewnił szybko.
-Mam lepszy pomysł. Zapisz mi twój numer.- z cwanym uśmieszkiem podałam mu swoją komórkę. Tom niezmieszany szybko wstukał numer i oddał mi moją własność wyraźnie zadowolony. Pożegnałam się, a odchodząc usłyszałam wołanie.
-Tylko nie zapomnij się odezwać!
Kiedy doszłam do samochodu kuzyna, odwróciłam się i sprawdziłam, czy czarnowłosy dalej odprowadza mnie spojrzeniem. Pomachałam mu na pożegnanie, ciesząc się w duchu, że jeszcze nie poszedł. Odwzajemnił mój gest z ogromnym uśmiechem na surowej twarzy, który tylko dodawał mu uroku. Przez ten krótki czas jaki spędziliśmy razem mogłam się nacieszyć jego życzliwością i świetnym poczuciem humoru. Byłam bardzo zdziwiona, że osoba którą ledwo co poznałam może mnie rozśmieszać jak dobry przyjaciel.  Dlatego byłam pewna, że postaram się utrzymać kontakt z Tomem. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobię, ale obiecałam sobie, że zapoznam go z Krzyśkiem i Moniką. Choćbym miała stanąć na głowie. Dlaczego mi na tym zależało? Bo wydawało mi się, że się dogadają. Znalazłam kilka podobieństw w tych trzech osobach, więc czemu nie miałabym poszerzać swoich horyzontów? Ja tam nie widziałam żadnych przeciwwskazań. Z rozmyślań i planów na przyszłość wyrwał mnie odgłos otwieranego zamka. Marcin siedział już wygodnie w samochodzie. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony ze swojego miejsca, ale niczego nie skomentował, kiedy zapinałam pasy.
Powoli zjechaliśmy z parkingu na drogę, a tam utknęliśmy w korku. Nie rozmawialiśmy ze sobą, co było dość dziwne. Widać obydwoje mieliśmy coś do przemyślenia. Mimo że siedziałam obok kierowcy, odwróciłam głowę w bok i patrzyłam na mijane leniwie budynki. Niby nic specjalnego, ale miałam wrażenie jakbym opuszczała ważne miejsce. To było zadziwiające i chyba dlatego tak mnie to intrygowało. Wyjeżdżając z miasta myślałam o nim, o granatowookim chłopaku z czarnymi włosami i miłym uśmiechu. Zastanawiałam się kiedy znów go spotkam, bo pytanie czy było całkiem nie na miejscu z powodu moich założeń, o ile można tak to nazwać.

piątek, 24 maja 2013

Rozdział 2



-Tylko się nie denerwuj  … eeeee … aaa … co ty … Czemu tak patrzysz? Eee …- kiedy zatrzymałam się krok przed nim, w jego wzroku zobaczyłam niedowierzanie i strach. Nie chciałam się tak bardzo zdenerwować, ale  nie udało mi się powstrzymać. Porządnie wkurzona wyrwałam Tomowi z rąk szkicownik i ruszyłam w drogę powrotną. Chwilę zajęło mi przecięcie polany. Już miałam zacząć walkę z gęstymi chaszczami, kiedy usłyszałam lekko zasapany głos Toma.
-Agata! Nie wygłupiaj się , zaczekaj…-złapał mnie za łokieć, który jednym, sprawnym ruchem mu wyrwałam, odwracając się w jego stronę. Tym sposobem stanęłam z nim twarzą w twarz.
-Co cię tak zdenerwowało?
-Jak to co? Zabierasz mi moją własność i bez pytania przeglądasz całą zawartość! To moje osobiste rzeczy i bez pozwolenia nikomu nie wolno ich ruszać! Co byś zrobił gdybym to ja zabrała coś twojego i zachowała się jak ty przed chwilą?! Miło by ci było?-wyrzuciłam to z siebie w prędkości  strzałów karabinu maszynowego i z ogromnym oburzeniem. Widziałam jak żal wypływa na jego twarz. Mimo to odwróciłam się. Przedzierając się przez krzaki, próbowałam nie myśleć o tym co przed chwilą wykrzyczałam Tomowi w twarz. Nie słyszałam za sobą jego kroków. Z jednej strony bałam się, że nie pójdzie za mną. Jednak z drugiej chciałam zawrócić i wytłumaczyć o co dokładnie mi chodziło, ale nie potrafiłam. Jakaś niewyjaśniona siła nie pozwalała mi się zatrzymać. Czułam się bezradna. Chciałam zawrócić teraz, zaraz, już. Mimo to nie mogłam. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nagle stałam na ścieżce jak słup soli. Źle się czułam przez to co powiedziałam w gniewie. Poniosło mnie i to bardzo. W tym momencie wychwyciłam odgłos kroków. Ktoś biegł. Miałam nadzieję, że to Tom. Było to mało prawdopodobne ale w mojej głowie tliła się myśl, że nie jest na mnie zły i mnie zaraz dogoni. Jak wielkie było moje rozczarowanie, kiedy minął mnie kto inny? Ogromne. Stałam więc ze spuszczoną głową i przypominałam sobie każdy, nawet najdrobniejszy szczegół z naszej rozmowy i spotkania. Nagle wyczułam, że ktoś mi się przygląda. Pośpiesznie podniosłam wzrok. Rozglądnęłam się dookoła i nic. Nikogo nie było. Musiało mi się tylko wydawać- uspokajałam się w duchu. Zrobiłam parę kroków i znów to uczucie. Byłam prawie pewna, że nie zobaczę tej osoby. Dlatego skupiłam się i zamknęłam oczy. Wsłuchiwałam się, żeby wyłapać ten dźwięk.
W końcu mi się udało. Tajemnicza osoba była oddalona ode mnie o jakieś 60 metrów. Patrzyła na mój lewy profil. Słyszałam jak cicho przechodzi pomiędzy drzewami. Za moment słyszałam kroki dwóch osób. Tyle, że drugie dochodziły zza moich pleców. Nagle zaczęły się szybko przybliżać. Ten ktoś biegł. W mgnieniu oka odwróciłam się i otworzyłam spokojnie oczy. Wiedziałam kogo zobaczę, nie myliłam się. Stał teraz z pytającym i przepraszającym wzrokiem wlepionym we mnie. Jego obecność skutecznie odwróciła moją uwagę od obserwatora. Uśmiechnęłam się do Toma przyjaźnie.
-Proszę, zapomnijmy o tej głupiej sytuacji przed chwilą.-poprosiłam cicho.
-Pewnie, nie było zdarzenia. To co, idziemy na ten skwer, tak?-spytał z uśmiechem, zabawnie poruszając brwiami.
-To w drogę towarzyszu.-odparłam udając bezgraniczne oddanie.
Dzięki temu rozładowaliśmy napiętą atmosferę. Roześmiani ruszyliśmy alejką prowadzącą do wyjścia z parku. Nie zwracałam uwagi na drogę, bo byłam pochłonięta rozmową z Tomem. Z mojej twarzy nie znikał ogromny uśmiech. Zdecydowanie polubiłam tego chłopaka. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało. Przeskakiwaliśmy z jednego tematu na drugi, od tych błahych po te poważne. Omijaliśmy jedynie te osobiste, a raczej ja je omijałam. W końcu poznałam Toma dopiero dzisiaj, więc chyba nikogo to nie zdziwi. Przynajmniej tak się tłumaczyłam samej sobie w myślach. Mimo to czas minął mi bardzo szybko i kiedy zatrzymaliśmy się na jakimś placu, zaskoczona stwierdziłam, że otarliśmy na miejsce. No to teraz pożegna się i pójdzie, zostawiając mnie tu samą. No i pozbawi mnie miłego towarzystwa- pomyślałam lekko zasmucona. Spojrzałam na czarnowłosego chłopaka ze smutkiem w oczach. A on uśmiechnął się.
-Mogę z tobą poczekać?- spytał z nadzieją w głosie.
-Jeśli wytrzymasz moje towarzystwo to tak.- odparłam jakby mi na tym w ogóle nie zależało.
-Myślę, że może mi się udać… Wiesz, jakoś nie spieszy mi się do domu. Jesteś bardziej rozmowna niż puste cztery ściany.- odparł z figlarnym uśmiechem, a ja nie potrafiłam powstrzymać śmiechu. Usiedliśmy na jednej z kilku drewnianych, ciemnobrązowych ławek. Patrzyliśmy w milczeniu na przechodniów spieszących się Bóg wie gdzie, na gołębie i inne ptaki szukające czegoś do zjedzenia, na turystów ciekawie przyglądającym się wszystkiemu co mijali. Jakimś cudem ta cisza wcale nie była krępująca. Słońce wyjrzało zza chmur i uraczyło nas ciepłymi promykami. Wyjęłam butelkę wody z torebki i napiłam się, by ugasić pragnienie. Za moment wzięłam drugą i podałam zdziwionemu granatowookiemu. Przyjął ją z wdzięcznością. Gdy opróżnił zawartość, uśmiechnął się pod nosem i spojrzał na mnie niepewnie. Zaskoczyło mnie to zachowanie i zaczęłam się zastanawiać co też może znaczyć. Może chce o coś spytać? Może, a może nie… Z jednej strony chciałam wiedzieć co się dzieje, ale z drugiej… Sama już nie wiedziałam. Zarejestrowałam, że Tom się do mnie odwrócił, więc obróciłam twarz w jego stronę. Wyglądał jakby układał właśnie w myślach co chce mi powiedzieć. Nie poganiałam go. Po prostu czekałam aż sam będzie gotowy wypowiedzieć to co chciał lub to, co z tego wyjdzie. Wiedziałam, że każdy czasem nie wie jak wyrazić słowami własne myśli. Czasem też tak miałam, to nic za co można by było się wstydzić. Jak to mówią? A tak- nic co ludzkie nie jest mi obce. Sama prawda.
-Eeee… nie wiem jak to powiedzieć… hmmm… Chcę żebyś wiedziała, że … ,że ja… eeaaa… 


niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział 1

Rozum podpowiadał mi, że muszę go zostawić w spokoju. Podjął decyzję i powinnam to uszanować. Więc dlaczego chciałam za nim pobiec? Czemu serce podpowiadało mi, żeby go zatrzymać? Dlaczego nie potrafiłam pozwolić mu odejść? Takiego typu myśli krążyły w mojej głowie. Mimo wszystko stałam przed czarnowłosym i patrzyłam ponad jego ramieniem na tego, który nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Ta świadomość sytuacji, którą tak dobitnie dał wszystkim do wiadomości szarpała mną od środka. Bardzo mnie to zabolało i boli nadal. Moi przyjaciele pocieszali mnie, że to minie i przestanie boleć, tak jak cała reszta. Jednak oni nie wiedzą, że poprzednie uczucia bólu, straty i smutku wcale nie minęły. Są dalej żywe w moim sercu, dlatego byłam pewna, że także i to zostanie ze mną już na zawsze. Smutne, ale niestety prawdziwe. Pogrążona czarnymi myślami nawet nie zauważyłam kiedy ciemnowłosy podążył za moim wzrokiem. Teraz wpatrywał się zaniepokojonymi, prawie hipnotyzującymi oczami w moją-nic nie wyrażającą twarz. Widziałam, kiedy jego ręka zbliżała się do mnie, oczy to zarejestrowały, ale mózg nie. Kiedy poczułam jego rękę na swoim ramieniu szybko się cofnęłam. Chłopak był zdziwiony moją reakcją, cofnął ręką i lekko zaczerwieniony przeprosił mnie za swoje zachowanie. Nie miałam mu tego za złe, ale taki mam od pewnego czasu instynkt. Nie kontroluję tego gdy nie jestem skupiona, w sumie kiedy jestem skoncentrowana to tylko czasami potrafię powstrzymać ten odruch. Wiem, że jest to bardzo dziwne, w sumie jak całe moje zachowanie i osobowość. Pożegnałam się i odwróciłam. Przyglądałam się licznym uliczkom próbując przypomnieć sobie, którą tu dotarłam. Czarnowłosy nie zrażony moim zachowaniem stanął obok mnie. Patrzyłam na niego zdziwiona, kiedy zaproponował że odprowadzi mnie tam, gdzie się wybieram. Co miałam zrobić? Polubiłam tego chłopaka o granatowych oczach i nie potrafiłam dotrzeć sama w wyznaczone, przez mojego kuzyna „miejsce zbiórki”. No więc się zgodziłam, chłopak uśmiechnął się uroczo, pytając gdzie idziemy. Próbowałam wytłumaczyć mu swój jakże żałosny problem. Widać było, że bawi go moja sytuacja. Na szczęście obiecał podprowadzić mnie w to ważne dla mnie miejsce. W końcu musiałam jakoś wrócić do domu. Ruszyłam za nim w stronę wąskiej i zacienionej uliczki, która była bogato ukwiecona. Ogromne donice z kolorowymi i pięknie pachnącymi kwiatami były wszędzie. Od balkonów i parapetów mieszkań po kawiarnie i sklepy. Uśmiechnęłam się mimowolnie na tak miły widok. Zauważyłam też, że nieznajomy ciekawie mi się przygląda. Postanowiłam to zignorować i zacząć rozmowę, by przerwać ciszę. Wtedy usłyszałam ciche pytanie:
-Więc może mi powiesz jak masz na imię?
-Agata, tak mam na imię. Dlaczego pytasz?-Ledwo co to powiedziałam i już wiedziałam, że  to pytanie zabrzmiało niewiarygodnie głupio.
-Chciałem tylko wiedzieć kogo prowadzę. Nie zdziw się jak ludzie będą się na ciebie dziwnie patrzeć.
-Do czego zmierzasz? Dziwnie wyglądam, a może inaczej się zachowuję?
-Nie o to chodzi….,ale tak zachowujesz się inaczej….eee…… w dobry sposób. Po prostu mnie tu wszyscy znają…..
-Aha…… nie pomyślałam o tym…..
-Tom! Tom zaczekaj!-usłyszeliśmy krzyki, odwróciliśmy się oboje. W naszą stronę szła wysoka, smukła dziewczyna, brunetka o delikatnym głosie. Zastanowiło mnie kim dla niego jest. Nie żeby mnie to jakoś interesowało, czy coś… Dziewczyna oceniła mój wygląd szybkim spojrzeniem i odezwała się do znajomego.
-Obiecałeś, że przyjdziesz dziś na obiad, mam nadzieję że pamiętasz Tom.
-Tak, będę równo o 15.00. Do zobaczenia.-uśmiechnął się do niej przyjaźnie i złapał mnie za rękę lekko ciągnąc za sobą. Byłam tak zaskoczona, że nie protestowałam. Po paru minutach się ocknęłam. Stanowczo wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i stanęłam z zaciętą miną. Chyba się tego nie spodziewał, bo obrócił się szybko w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie.
-Nie sądzisz, że takie odchodzenie, a raczej uciekanie od znajomych jest niegrzeczne? Czemu tak nagle ciągniesz mnie za sobą? Jak nie chciałeś z nią rozmawiać, to trzeba było się nie zatrzymywać! Nie widzisz, że ranisz ją takim zachowaniem?!-Po tych słowach Tom nie tylko był zdziwiony, ale także lekko zły na mnie.
-To nie twoja sprawa.-zamilkł, westchnął i zaczął od początku-Ta dziewczyna nie potrafi zrozumieć, że potrafię traktować ją jedynie jako kumpelę, w sumie to ostatnio nawet to mi nie wychodzi. Odkąd stała się nachalna i namolna nie jest jak dawniej. Czuję się osaczony i wcale mi się to nie podoba.-odetchnął głośno i spojrzał w moje spokojne oczy-Nawet nie wiem czemu ci to mówię. Z nikim o tym nie rozmawiałem.
-Może dlatego, że musiałeś w końcu komuś powiedzieć.-szepnęłam
-Chyba masz rację.-roześmiał się i lekko zakłopotany spojrzał na mnie.-To w drogę , na którą godzinę musisz być na miejscu?-rzucił szybko zmieniając temat.
-Na 14.00-szybko sprawdziłam, którą mamy godzinę-Mamy jakieś 45 minut na dojście. Zdążymy?-spytałam, by rozluźnić atmosferę.
-Pewnie, ten plac jest niedaleko stąd. Za jakieś 10 minut będziemy na miejscu. Co będziesz robiła czekając na kuzyna?-spytał zaciekawiony.
-Jeszcze nie wiem…..Znając siebie znajdę coś ciekawego do narysowania.
-Dobrze rysujesz?-zapytał z błyskiem w oku.
-Nie wiem, wydaje mi się, że przeciętnie. Po prostu to polubiłam od kiedy „połknęłam bakcyla” od przyjaciela.-dodałam ze śmiechem.
-Czyli wspólna pasja?
-Można tak to nazwać.-odparłam uśmiechnięta-Jego radość w tworzeniu sztuki jest potwornie zaraźliwa.
-Jeśli lubisz rysować widoki to znam kilka dobrych miejsc. Możemy tam podejść. Spokojnie, zdążymy.-dodał widząc moje niezdecydowanie.
-To chodźmy szkoda czasu.-uśmiechnęliśmy się do siebie i ruszyliśmy szybkim tempem w stronę małego kościoła. Przecięliśmy mały plac zabaw i weszliśmy do pięknie zielonego parku. W około pełno było kolorowych kwiatów, ścieżek spacerowych i mocno rozgałęzionych drzew. Mijały nas uśmiechnięte pary, trzymające się za ręce i patrzące na siebie z uczuciem. Dzieci biegały całe roześmiane od swoich matek do kwiatów rosnących na trawniku i z małymi bukiecikami ze stokrotek w rączkach wracały by wręczyć je swoim rodzicielkom. Na łące całe rodziny wygłupiały się ze swoimi pociechami odbijając piłkami. Inni ganiali ze śmiechem za ukochanymi zwierzakami, by odebrać im piłkę lub się podroczyć. Koło stawu w głębi parku, słychać było pogrążonych w wesołej rozmowie przyjaciół. Na ławkach, które mijaliśmy widziałam starsze osoby zawzięcie dyskutujące  ze sobą. Cała ta atmosfera od razu mi się udzieliła i podążałam za Tomem z ogromnym bananem na twarzy. W pewnym momencie przeszedł między krzakami, schodząc z głównej ścieżki na trawę. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie zastanawiając się ruszyłam za nim. Zwinnie mijał przeróżne krzaki i drzewa, aż wyszliśmy na malutką polankę. Na środku rosła rozłożysta wierzba płacząca, jeden z jej konarów nachylał się nad ziemią. Przypominał przez to ławkę. Po lewej stronie płynął mały strumyczek, nadający temu miejscu uroku. Trawa była gęsto pokryta stokrotkami. Stałam zaskoczona widokiem, z rozglądania się wyrwał mnie głos Toma. Stał przy drzewie i zawołał mnie, żebym też tam podeszła. Kiedy byłam już pod wierzbą, zaczęłam się zastanawiać co narysować. Nie wiem czemu położyłam się na konarze i spojrzałam na rozłożystą i gęstą koronę. Pospiesznie wyjęłam szkicownik z ołówkiem i pozwoliłam sobie zatopić się w oddawaniu piękna, które miałam pod nosem. Mój wzrok kierował się to na gałęzie, to na kartkę. Zajęło mi to jakieś 20 minut. Kiedy kończyłam, zauważyłam z jaką ciekawością chłopak mi się przygląda. Porównując szkic uśmiechnęłam się pod nosem. Nagle kartka zniknęła mi z rąk. Zdziwiona aż usiadłam. Tom opierał się o konar i badawczo lustrował jakieś kartki. Zaraz, to były moje rysunki! Szybkim, zwinnym ruchem ześlizgnęłam się z drzewa i lekko wylądowałam na ziemi. Ze złością wymalowaną na twarzy zbliżałam się do czarnowłosego. Wtem podniósł wzrok i cwaniacki uśmieszek zniknął z jego twarzy.
-Tylko się nie denerwuj …….eeeee…..a.a..a…..co ty…




niedziela, 31 marca 2013

Prolog

 Przechodząc przez zatłoczony rynek, rozglądałam się uważnie. Cały czas go szukałam. Miałam się od niego nie odłączać, ale niestety zgubiłam go na skrzyżowaniu, ciemnych starych uliczek. Na moje nieszczęście, nie znałam tamtego miasta. Byłam tam pierwszy raz, a już zdążyłam się zgubić. No pięknie. Szłam długą, dość wąską, jasną ulicą. Przyglądałam się mijanym kamienicom i licznym przechodniom. Czułam się nieswojo, nie wiedząc, gdzie zaprowadzi mnie ta droga. Przeszłam kilkanaście kolorowo odmalowanych ulic i uliczek, aż dotarłam ponownie na rynek miasta. Nogi same prowadziły w stronę rozległego placu naprzeciwko mnie. Wydawało mi się, że coś mnie tam ciągnie, że coś ważnego tam znajdę. Wymijając wysokiego chłopaka o kruczoczarnych włosach, potknęłam się o wystające płytki zdradzieckiego chodnika. Właśnie przygotowywałam się na bliskie i bolesne spotkanie z ziemią, kiedy poczułam silny uścisk na obu moich ramionach. Ktoś mnie złapał, tym samym ratując mnie przed upadkiem. Powoli zostałam podniesiona przez ciepłe i delikatne w stosunku do mnie, męskie ręce. Kiedy już odzyskałam równowagę spojrzałam z wdzięcznością na chłopaka o pięknych, granatowych oczach i czarnych włosach. Był dużo wyższy ode mnie, jego szerokie ramiona i mocno umięśniona klatka piersiowa była dobrze widoczna pod lekko przylegającą, szarą koszulką. Włosy miał krótko ścięte. Surowe rysy twarzy nie odejmowały mu uroku. Pełne, blado-czerwone usta wydawały się niewiarygodnie delikatne i czułe. Tak bardzo nie pasowały do reszty twarzy chłopaka. Ręce miał silne, a dłonie ogromne. Mimo to, wydawał się być przyjaźnie nastawiony. Jego uroda skutecznie zamknęła mi usta, którymi miałam mu pięknie podziękować. Był przystojny, nie będę was okłamywać był naprawdę bardzo przystojny! Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Myśli gnały w mojej głowie niczym najszybszy wodospad. Uśmiechnął się do mnie uroczo i po angielsku powiedział, że nie mam za co dziękować. Oczywiście odwzajemniłam uśmiech, raczej nie tak uroczo jak on, ale najbardziej przyjaźnie jak tylko potrafiłam. Chciałam powiedzieć mu jak bardzo jestem wdzięczna za tą pomoc, ale w tym momencie zobaczyłam JEGO.