poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 3



-Eeee… nie wiem jak to powiedzieć… hmmm… Chcę żebyś wiedziała, że … ,że ja… eeaaa…- gubił się w tym co sam mówił. Chciałam mu to jakoś ułatwić, ale nie wiedziałam jak.
-Kurde, nie jestem dobry w takich rozmowach…- spojrzał na swoje buty, starannie omijając mój wzrok.
-Spokojnie, nie szukaj pięknych słów. Te proste często są lepszym rozwiązaniem.
-Wiesz jak pocieszać innych. Chyba masz w tym niezłą wprawę.
-Pewnie, jestem pocieszycielką na telefon.- odparłam ze śmiertelną powagą.
-Masz zabawne pomysły hahahahaha… Czekaj, ty nie żartujesz?!- mina mu zrzedła i wyglądał jakby rozmawiał z osobą, która postradała zmysły.
-Pierwszy raz słyszysz o czymś takim, więc wybaczę ci tę okropną niewiedzę. Najważniejsze jest to, by nie dać się zrobić w konia i nie wierzyć w bzdury, które właśnie wygaduję.- dodałam z triumfalnym uśmiechem. Obydwoje równocześnie zanieśliśmy się głośnym, niepochamowanym i radosnym śmiechem. Przechodnie patrzyli na nas jak na wariatów, szeptali głupie komentarze na nasz temat między sobą. Ale nie interesowało nas to.
Nagle  usłyszałam dzwonek mojej komórki. Ciągle rechocząc, przeszukiwałam torebkę. Nawet nie sprawdziłam kto się próbuje ze mną skontaktować. Nakazując ciszę Tomowi, odebrałam połączenie.
-A gdzie to się szlajasz słońce ty moje?
-Witam cię Krzychu, jak miło, że się o mnie martwisz. Coś się stało?
-Czemu miałoby się coś stać?
-Może dlatego, że ostatnio dzwonisz, żeby przekazywać mi złe wieści?
-Nie no co ty … choć w sumie …
-Skoro przyznałeś mi już rację, to wyjaśnij mi o co tym razem chodzi.
-No, więc jest mały problem …
-Tak …
-Potrzebna nam rada …
-Powiesz w końcu o co chodzi, czy masz zamiar bawić się w podchody?
-Już, już … Wiesz może co pomaga nerwowym koniom?
-Masarz, spacer, wypuszczenie na łąkę, towarzystwo i wiele innych.
-Dzięki, to ja już ci nie przeszkadzam słońce.
-O jakiego konia …- nie zdążyłam nawet zapytać, bo już się rozłączył.
Popatrzyłam zdziwiona na urządzenie, jakby ono było winne przerwaniu połączenia. Natomiast Tom próbował mi się nie przyglądać, co marnie mu wychodziło. Dziwnie na mnie patrzył, ale znów to zignorowałam. Podnosząc wzrok, zauważyłam znajomą postać. Pomachałam rękami, żeby zwrócić na siebie uwagę, udało się. Z uśmiechem wstałam z ławki, zabierając torebkę.
-Już idziesz?- spytał granatowooki z wyraźnym smutkiem.
-Tak, Marcin już na mnie czeka.
- Marcin? Kto to?- nic z tego nie rozumiał. Zwyczajnie za nią nie nadążał; miejmy nadzieję, że to tylko przez niewyspanie, natłok pracy i myśli galopujących w jego głowie.
-Co? Ahh tak … to mój kuzyn. Muszę już iść, pa!
-Zaczekaj!- złapał mnie za nadgarstek. Powoli odwróciłam się do Toma, wpatrywałam się w niego czekając aż się odezwie.
-Mogłabyś dać mi swój numer telefonu?
Patrzyłam na niego zaskoczona. Byłam dla niego niezbyt miła, wykrzyczałam mu w twarz niemiłe słowa, uciekłam zamiast przeprosić. Mimo to on chciał mieć ze mną kontakt! o.O  SZOK!
-Pytasz poważnie?
-Jak najbardziej.- zapewnił szybko.
-Mam lepszy pomysł. Zapisz mi twój numer.- z cwanym uśmieszkiem podałam mu swoją komórkę. Tom niezmieszany szybko wstukał numer i oddał mi moją własność wyraźnie zadowolony. Pożegnałam się, a odchodząc usłyszałam wołanie.
-Tylko nie zapomnij się odezwać!
Kiedy doszłam do samochodu kuzyna, odwróciłam się i sprawdziłam, czy czarnowłosy dalej odprowadza mnie spojrzeniem. Pomachałam mu na pożegnanie, ciesząc się w duchu, że jeszcze nie poszedł. Odwzajemnił mój gest z ogromnym uśmiechem na surowej twarzy, który tylko dodawał mu uroku. Przez ten krótki czas jaki spędziliśmy razem mogłam się nacieszyć jego życzliwością i świetnym poczuciem humoru. Byłam bardzo zdziwiona, że osoba którą ledwo co poznałam może mnie rozśmieszać jak dobry przyjaciel.  Dlatego byłam pewna, że postaram się utrzymać kontakt z Tomem. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobię, ale obiecałam sobie, że zapoznam go z Krzyśkiem i Moniką. Choćbym miała stanąć na głowie. Dlaczego mi na tym zależało? Bo wydawało mi się, że się dogadają. Znalazłam kilka podobieństw w tych trzech osobach, więc czemu nie miałabym poszerzać swoich horyzontów? Ja tam nie widziałam żadnych przeciwwskazań. Z rozmyślań i planów na przyszłość wyrwał mnie odgłos otwieranego zamka. Marcin siedział już wygodnie w samochodzie. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony ze swojego miejsca, ale niczego nie skomentował, kiedy zapinałam pasy.
Powoli zjechaliśmy z parkingu na drogę, a tam utknęliśmy w korku. Nie rozmawialiśmy ze sobą, co było dość dziwne. Widać obydwoje mieliśmy coś do przemyślenia. Mimo że siedziałam obok kierowcy, odwróciłam głowę w bok i patrzyłam na mijane leniwie budynki. Niby nic specjalnego, ale miałam wrażenie jakbym opuszczała ważne miejsce. To było zadziwiające i chyba dlatego tak mnie to intrygowało. Wyjeżdżając z miasta myślałam o nim, o granatowookim chłopaku z czarnymi włosami i miłym uśmiechu. Zastanawiałam się kiedy znów go spotkam, bo pytanie czy było całkiem nie na miejscu z powodu moich założeń, o ile można tak to nazwać.