Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda, to informuję, że zawieszam bloga.
Nie jestem pewna czy będzie to na kilka miesięcy czy dłużej, a może przestanę pisać to opowiadanie.
W zasadzie nie wiem.
Na razie wydaje mi się, że muszę sobie po prostu dużo spraw przemyśleć i spisać co najmniej kilka rozdziałów na brudno, by sprawdzić czy moje ostatnio coraz bardziej poplątane myśli da się jakoś złożyć w spójną całość. Bo złapałam zastój weny, który od dłuższego czasu staram się zwalczyć.
Tak więc, do zobaczenia (mam nadzieję).
Droga pragnień ukrytych głęboko w sercu
niedziela, 30 listopada 2014
środa, 27 sierpnia 2014
Wodospad Blasku i taniec demona
Czarnowłosy chłopak szedł za exceedką w żabim stroju koloru różowego, z lekkim uśmiechem rozświetlającym przeważnie ponurą postawę. Dwoje towarzyszy przedzierało się właśnie przez tłum ludzi, biorących udział w festynie.
Dlaczego Rogue, który lubił przesiadywać z dala od zgiełku miast, domostw i całego tego hałasu, łaził po jednym ze znienawidzonych miejsc?
Dlaczego był tu, a nie na przykład w lesie na cichej polanie lub nad brzegiem rzeki?
Ponieważ widział ile radości dają same opowieści o zabawach, tańcach, zabawnych konkursach, kolorowych straganach małej Fro, którą tak na prawdę kochał. Poświęcił czas, który z łatwością mógł przeznaczyć na trening, by uszczęśliwić towarzyszkę. To właśnie jej dobry nastrój, szeroki uśmiech i błyszczące z zachwytu oczy wynagradzały mu męczenie się z hałasem i potworny ból głowy, który z każdą chwilą się potęgował. Dla niej postanowił zrobić coś wbrew sobie. Tego dnia zgadzał się na wszystko, o co poprosiła i co proponowała. Zatrzymywali się przy każdym stoisku, nie ważne czy było to stoisko z popcornem, czy z watą cukrową, przekąskami czy pamiątkami, książkami czy dziwacznymi przebraniami, a nawet z maskotkami w różnorakich rozmiarach. Na szczęście po jednej przejażdżce na kolejce górskiej, Fro nie wspominała o kolejnej. Wystarczająco się wystraszyła, gdy podczas jazdy jej opiekun powstrzymywał mdłości i był cały zielony na twarzy. Tyle czasu minęło odkąd widziała go w takim stanie, że zdążyła zapomnieć o jego chorobie lokomocyjnej. Dlatego później oglądała jedynie wszystkie "poruszające się" atrakcje, których było sporo; udawała także, że boi się nimi przejechać, by pocieszyć Smoczego Zabójcę, co jej się na szczęście udało. Gdy exceedka zatrzymała się przed budką z balonami i przeróżnymi świecidełkami z otwartą buzią i świecącymi oczami, Rogue obawiał się, że za moment zostanie poproszony o wszystkie pierdoły z tego sklepu. Tym bardziej zdziwił się, kiedy Fro odwróciła się do niego ze srebrnym medalionem w łapkach oraz niemą prośbą w dużych oczach.
Czarnowłosy z uśmiechem zapłacił za przedmiot, a następnie zawiesił znalezisko właścicielce na szyi. Wziął ją na ręce, ruszając w stronę lasu, czyli ucieczki z zatłoczonego rynku. Mijając tłumy ludzi, spoglądał na śpiącą towarzyszkę i marzył o cichym miejscu, by wreszcie móc odpocząć od zgiełku miasta.
Frosch
Mirajane siedziała na stołku przy barze w towarzystwie Lucy, Erzy, Levy i Wendy. Razem czekały aż Cana zdradzi im co zobaczyła w przyszłości białowłosej barmanki, co oczywiście bardziej interesowało innych niż samą Mirajane. Nawet gdy Alberona spoglądała na nią z błyskiem w oku i z zadziornym uśmiechem, Straus jako jedyna nie ponaglała jej. Nagle Cana zbliżyła się do niebieskookiej i będąc o krok od niej z podekscytowaniem poradziła jej udać się do Wodospadu Blasku, według niej musiała zdążyć na noc przesilenia, bo w czasie pełni stojąc u podnuża wodospadu, spotka ją coś niesamowitego i bardzo cennego, czego nie mogła zlekceważyć, bo to będzie kluczowy moment w jej życiu. Jak się, mogła spodziewać, nie miała pojęcia co to miałoby być, ale mimo to dziewczyny nalegały by się tam udała. Jednak, gdy ustalały o której wyruszą, fioletowooka stuknęła sięotwartą dłonią w czoło i wymamrotała zrezygnowana:
- Chcecie jechać z nią?! Wszystko zepsujecie! Ona musi się tam wybrać sama.
Przez co wszystkie spojrzały zdziwione na przyjaciółkę, a Miruś zaczęła się lekko obawiać co brunetka ma na myśli.
- Pani Miro, uda się pani nad ten wodospad?
Pytanie padło z ust zaciekawionej Wendy, przez co Carla, która dopiero co się przysiadła, prychnęła z irytacji. Jednak białowłosa nie zwróciła na to zbytniej uwagi, starała się domyślić co ma się wydarzyć i czego dowiedziała się Alberona. Niestety nie miała żadnych pomysłów, co do zagadkowego zachowania przyjaciółki.
- Chyba jednak pojadę to sprawdzić.
Odparła po chwili.
- Naprawdę?
Erza nie mogła uwierzyć, że Mira się jednak zdecydowała.
- Tak, wyruszę jutro rano. Do zobaczenia.
Po czym wstała i pożegnała się ze znajomymi. Wychodząc, poinformowała mistrza o swoich planach.
W czasie drogi do domu, wpatrywała się z uśmiechem na twarzy i nadzieją na wspaniałą przygodę, w ciemne niebo rozjaśnione licznymi gwiazdami. Zanim poszła spać, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i porozmawiała ze swoim rodzeństwem. Kładła się z mieszanką ciekawości, radości i niepewności.
Rogue leżał pod drzewem, kojąc zszargane nerwy i delikatnie głaskał Fro po główce, by jej nie obudzić. Jak co noc wpatrywał się w gwiazdy, a widząc księżyc, uśmiechnął się lekko.
Jeszcze jedna noc i pełnia. Jedna noc i będzie po wszystkim.
Stała przed lustrem, powtarzając w myślach, że cokolwiek ma się stać, poradzi sobie. Z niepewnym uśmiechem weszła do kuchni z plecakiem na jednym ramieniu. Obiecując szybki powrót rodzeństwu, wyszła z domu. Na dworze przywitał ją rześki poranek, sprawiając zadowolenie demonicy, rozwiewał kosmyki jej włosów tak, że poruszały się jak w tańcu. Dziewczyna pewnie ruszyła przed siebie, zmuszając się do szybkiego tępa podróży, by zdążyć na pociąg. Z tego co pamiętała miejsce w którym miała wysiąść miało dziwaczną nazwę, zaczynającą się na literę R i miało z dwadzieścia liter, ale jak na złość nie potrafiła sobie jej przypomnieć.
Trudno, wysiądę w którymś momencie i będzie co ma być albo zapytam kogoś podczas podróży pociągiem.
Weszła na peron, w momencie w którym pociąg ruszył w drogę. Zdenerwowana na samą siebie biegła, w stronę uciekającego środka lokomocji. Gdy po kilkunastu metrach udało jej się złapać i wdrapać do ostatniego przedziału, opadła na pierwsze wolne miejsce, z niemałą ulgą.
Fro biegała po trawie rozradowana, co parę kroków zatrzymywała się i zrywała jedną koniczynkę. Podśpiewywała melodię, którą zapamiętała z festynu z entuzjazmem. Rogue który zdążył zgasić ognisko i posprzątać prowizoryczne posłanie, siedział oparty o podnóże zbocza, i obserwował cieszącą się towarzyszkę. Nie umknął mu żaden szczegół, wiedział ile koniczynek Frosch ma w łapkach, rozpracował co ile kroczków się zatrzymuje i na jak długo. Dobrze pamiętał trasę jej biegania od pierwszego kroczku, jakby było to bardzo ważne. Gdyby ktoś był ciekawy, czarnowłosy mag mógłby zdradzić ile razy exceedka dziękowała mu za wczorajszą wyprawę oraz za srebrny medalion. Choć powinni już ruszać w drogę nad potok, by dotrzeć do bardzo starego i rozłożystego dębu, którego konary wiły się przy samej ziemi, Rogue nie ponaglał Frosch. Chłopak chciał jak najdłużej cieszyć się tym rzadkim widokiem. Nagle jego myśli zaczęły krążyć wokół kłótni ze Stingiem. Przyjaciel już od dłuższego czasu napominał go, że jeśli nie zacznie rozglądać się za kobietą, będzie sam aż się zestarzeje i umrze. Niby nic takiego, ale te z pozoru nic nie warte zdanie zaczęło grać Roguowi (czy jak to się odmienia) na nerwach. Ile można czegoś takiego słuchać?
Fakt, podczas igrzysk magicznych zwracał uwagę na kobiety, choć dużo bardziej interesowała go ich siła, na przykład zaimponowała mu Erza z Fairy Tail, Mirajane w końcowym ataku, także Wendy która nie wyglądała na silną a jednak wykazała się w swojej walce, oraz Kagura z Meremad Hell ze swoim stylem walki (walczyła nie wyciągając miecza). Jednak nigdy nie zwracał na nie uwagi w kategorii "towarzyszka w życiu", jak to głupio nazwał Lector.
A może powinien? Może znajdzie się jakaś dziewczyna, która by go interesowała?
Horda Laxusa podążała za swoim przywódcą, dogadując sobie nawzajem już od dłuższego czasu.
- Dobra Ever już będę cicho, tylko obiecaj mi jedno.
Brunetka spojrzała na Bickslowa podejrzliwie.
- Co ja ci mam obiecać, żebyś w końcu utkał twarz? Co? Może mam ci kupić jakąś zabawkę?
- Bardzo śmieszne, jakaś ty zabawna ha ha.
- Co już ci brak języka w gębie?
- Nic podobnego! Masz mi tylko obiecać, że jak już będziesz miała ślub z Elfmanem, to ja będę twoim świadkiem!
Odparł zadowolony z siebie Bickslow z szelmowskim uśmiechem.
- Coś ty powiedział?
Krzyknęli jednocześnie Fred i Evergreen.
- To ja Fred Justine będę jej świadkiem, ty możesz jedynie stać w pierwszym rzędzie i się wszystkiemu dokładnie przyglądać.
Odpalił Fred, przez co oberwał od Ever łokciem w bok.
- Żadnego ślubu nie będzie! Ogarnijcie w końcu swoje niedorozwinięte mózgi i przyjmijcie to do wiadomości!
Nieźle wkurzona kobieta wydarła się na dwóch kolegów nie szczędząc gardła.
Za to Laxus poirytowany zachowaniem tej trójki popaprańców, przymrórzał oczy, patrząc przed siebie na słońce, które właśnie wzbijało się coraz wyżej na niebie, rażąc po oczach podróżnych. Nie chciało mu się ich uciszać wcześniej, bo choć miał już tej paplaniny dość, to zdążył polubić ten rodzaj ich rozmów. Choć prawie się nie odzywał, przysłuchiwał się zawsze ich argumentom, które często były śmieszne. Mimo to, skupiał się na misji, którą mieli wypełnić. Zadanie było bardzo dziwne, bo po co mają szukać jednej dziewczyny cztery osoby? Z drugiej strony, jeśli magini, która porwała córkę zleceniodawcy, była tak silna jak im powiedziano, to ciekawie będzie się z nią zmierzyć. W końcu muszą się dowiedzieć od niej, gdzie przebywa dzieciak o imieniu Libby, którą uprowadziła dwa miesiące temu. Dalej dziwił się, że pozwolił tym popaprańcom wybrać misję, bo jak on mógł szukać dziesięcioletniego bachora? Sam nigdy nie wybrałby takiej misji.
Z zamyślenia wyrwał go huk walącego się przed nimi drzewa ...
Mirajane waśnie wychodziła ze stacji docelowej, gdy zobaczyła szarpiącą się dziewczynkę o pomarańczowych, kręconych włosach, trzymaną przez wysoką kobietę o krótkich, fioletowych włosach. Niby nic takiego, bo pewnie była to matka z córką, sądząc po rysach twarzy i oczach, ale Mira nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Miała dziwne przeczucie, że coś jest nie tak jak powinno. Po chwili stwierdziła, że to tylko jej wymysły i ruszyła przed siebie w stronę miasteczka. Po pytaniu kilku przechodni, dowiedziała się jak ma dotrzeć do wodospadu oraz rozwiązania przyczyny dziwnego zachowania Cany. Podobno dotarcie tam powinno jej zająć około pięć godzin, a choć była dopiero trzynasta dwadzieścia, białowłosa ruszyła w wyznaczonym kierunku, ciekawa co się stanie. Wchodząc ścieżką do lasu, uśmiechnęła się na dźwięk świergotu licznych ptaków. Podśpiewując sobie cichutko, ale bardzo melodyjnie, podziwiała mijane kwiaty i zwierzęta, zaglądające na nią zza drzew i krzewów.
Rogue stał przy źródle potoku, zastanawiając się, gdzie powinni rozpocząć poszukiwania. Błądził wzrokiem po drzewach rosnących po obu stronach, ale nigdzie nie było żadnego dębu. Głośno wzdychając, ruszył wzdłuż źródła pięknego, błękitnego potoku. Frosch siedząca mu na ramieniu, bawiła się prezentem, przez co przeszkadzała mu ciągłym wierceniem. O czym z resztą nawet nie wspomniał towarzyszce, znosząc jej nagłą ruchliwość.
Mira siedziała na polanie i posilała się domowym jedzonkiem, które przygotowała dla niej jej młodsza siostra. Po posiłku położyła się leniwie na intensywnie zielonej trawie. Wpatrywała się w wolno zmieniające się kształty chmur, które to raz przypominały jej wazon z kwiatami, później kota, lecącego ptaka, drzewo, biegnącego psiaka, a nawet wielbłąda. Ptaki latały tak blisko niej, że miała wrażenie iż zaraz na nią wpadną. Motyle siadały na kwiatach koło jej głowy, jakby specjalnie chciały zwrócić na siebie jej uwagę.
Pośród tych kojących obrazów i dźwięków nagle pojawił się głuchy huk oraz czyjś donośny krzyk, pomieszany z głośnym płaczem dziecka. Kobieta poderwała się tak szybko, że aż się zachwiała. Łapiąc w pośpiechu plecak, biegła w stronę krzyku. Podążała pod wysoką górę, która była stroma i skalista. Ku jej niezadowoleniu musiała zwolnić, gdy kawałki kamieni i skały kruszyły się pod jej stopami.
Na powalonym drzewie stało kilka postaci, Laxusowi wydawało się, że jest ich siedem w tym trzy kobiety. Za kilka sekund pył który unosił się w powietrzu, opadł na tyle, by mógł dokładnie przyjrzeć się przybyszom. Cała zgraja była poubierana na czarno, wszyscy byli w spodniach, mężczyźni mieli szerokie bluzy, a kobiety dopasowane kórtki. Każda z tych siedmiu osób miała chustę zasłaniającą nos i usta. Wszyscy mieli tak samo kruczoczarne włosy. Po kilku sekundach najwyższy mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu i zmierzył Gromowładnych pogardliwym wzrokiem. Gdy odwracał się do towarzyszy, usłyszeli jego niski głos.
- Kobietę macie mi przyprowadzić, a reszty się pozbądźcie. Nie będą mi w niczym potrzebni. Jazda!
Na te słowa członkom Fairy Tail zwęziły się oczy w gniewnym wyrazie, mięśnie napięły się gotowe do ataku. Panowie stanęli tak, by Ever była w środku, co nie do końca spodobało się brązowowłosej. Byli bardzo chętni, by skopać zarozumialcom zadki. Szczególnie uwaga skierowana by pozbyć się Laxusa, Freda i Bickslowa była śmiesznie arogancka. Niedocenienie ich jako przeciwnika, grało im na nerwach. Gdy trzech facetów nagle ruszyło na nich z długimi, ale zaskakująco wąskimi sztyletami w obu dłoniach, z szaleństwem w oczach, Fred wysunął się lekko przed towarzyszy. Wyciągnął swoją szpadę, celując w zbliżających się wielkimi susami wrogów. Cichutko mówiąc coś na miarę zaklęcia, poruszył szpadą, wyznaczając na ziemi prostokąt, zamykający całą parszywą trójkę. Bariera pojawiła w pół sekundy, co zbiło napastników z tropu. Nagle z ziemi wydostały się pnącza, które oplotły mężczyzn od stóp do pasa. Miotali się oni wewnątrz bezlitosnej bariery, nie wiedząc jak się pozbyć pnączy, które coraz bardziej zacieśniały się wokół nich i tym samym uniemożliwiały ruchy. Kobiety w czerni były dużo bardziej ostrożne, rozdzieliły się i bardzo szybko zbliżyły się każda do innego przeciwnika. Cicho się przemieściły, a ich strój wraz z ruchliwością przeszkadzały w ich zlokalizowaniu. Kobieta zakradająca się od tyłu do Freda, z uśmiechem podniosła staromodny sztylet, zdobiony licznymi kwiatami na rękojeści, by zadać mu cios w kręgosłup. Nic nie wiedzący zielonowłosy, wpatrywał się w lidera czarnych. Byłby mocno zraniony, gdyby nie Ever, która to znikąd pojawiła się przy nim. Brązowowłosa błyskawicznie zablokowała przedmiot pomiędzy dwoma rękami, raniąc się ostrzem. Zerknęła ona w oczy zamaskowanej kobiecie ponad swoimi okularami, co spowodowało zmienienie się napastniczki w posąg. W tym samym momencie Bickslow klnąc pod nosem i marudząc, bełkotał coś o tym, że nie lubi walczyć z kobietami. Kazał on swoim "dzieciaczkom" unieruchomić swoją przeciwniczkę, co przyniosło pożądany efekt. Laxus zamknął kobietę, która go zaatakowała, a raczej starała się zaatakować, w barierze, której ściany zbudowane były z krążących wokół błyskawic. Widząc to lider zamaskowanych typów, wycofał się i z pośpiechem oddalił od zamieszania. Niezadowoleni magowie patrzyli jak nieźle wkurzona Ever, zmienia całą pozostałą piątkę w posągi, jednak najpierw pozbywała się ich chust z twarzy.
- Co za idioci atakują, zanim choć trochę nie poznają magię przeciwnika?
- Sami się o to prosili, więc ich nie żałuj Fred. Byli żałośni, a ich największym błędem było niedocenienie nas.
Odparła zirytowana kobieta.
- Spokojnie Ever, złość piękności szkodzi. Chyba nie chcesz, by Elfman przestał się do ciebie odzywać.
Dolał oliwy do ognia Bickslow.
- Coś ty powiedział, ty wielka kupo łajna?!
- ZAMKNIJCIE SIĘ WRESZCIE!
Ryknął nagle Laxus. Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie poczuł zapach lawendy, który od razu skojarzył z dziewczynką, którą mieli znaleźć. Bez słowa ruszył jak szalony za zapachem, a za nim zdziwieni towarzysze. Przeskakiwali po skałach i konarach drzew tak szybko jak potrafili, by tylko nie zgubić ich lidera. Po chwili męczącego pościgu znaleźli się na maleńkiej polanie. Zobaczyli dziewczynkę o pomarańczowych, kręconych włosach przytuloną do białowłosej kobiety.
Zaraz, moment ... przecież ... to Mira!
- Mirajane co ty tu robisz?
Spytała zdezorientowana Ever.
- Czekam na was z Libby, którą odprowadzicie bezpiecznie do domu.
Odparła z uśmiechem niebieskooka magini. Na jej słowa dziewczynka wstała i obserwując Gromowładnych, podeszła do brązowowłosej kobiety.
- Proszę pani chciałabym być już w domu ... Boję się tego lasu.
Dziewczynka wtuliła się do kobiety, wprawiając ją w nie małe zakłopotanie. Po chwili wahania delikatnie objęła Libby, a lekki uśmiech wkradł się na jej twarz. Bickslow I Fred widząc reakcję przyjaciółki, spojrzeli na siebie wymownie, co nie umknęło Laxusowi. Podszedł on do uśmiechniętej Miry i przykucnął obok niej.
- Jak znalazłaś tą małą w środku lasu? Podobno uprowadziła ją jakaś magini, nie było jej z tą małą?
- Znalazłam ją, kiedy uciekała. Krzyczała. Za moment pojawiła się wysoka kobieta o fioletowych, krótko ściętych włosach. Libby się za mną schowała. Kobieta chciała ją złapać za rękę, ale dziewczynka zaczęła mnie błagać o pomoc. Zdenerwowana magini wyciągnęła bicz, który wymierzyła we mnie i kazała oddać dziewczynkę. Gdy mnie zaatakowała przyzwałam duszę szatana, co ją wystraszyło. Uciekła, a za chwilę pojawiliście się wy. Przez tę chwilę Libby zdążyła mi trochę o sobie powiedzieć, więc wiem że to jej szukacie.
- Jakaś pokręcona ta magini. Cała ta misja jest dziwna. Dobra, to my się zbieramy, w końcu mamy sprowadzić dzieciaka do domu. Dzięki za informacje Mirajane.
- Proszę, miłej drogi.
- Ta, dzięki.
Gdy tylko ruszył, jego świta razem z Libby poszła za nim. Mira stała jeszcze chwilę, po tym jak zniknęli za drzewami. Z uśmiechem ruszyła w swoją stronę.
Było późne popołudnie, gdy zrezygnowany Rogue człapał brzegiem rzeki, kawałek za nim była Frosch, która wesoło skakała z kamienia na kamień. Po chili czarnowłosy zatrzymał się, by rozglądnąć się za dębem. Zdążył się obrócić, by zobaczyć jak jego towarzyszce, obsuwa się kamień spod łapki i jak ze strachem w dużych oczkach wpada do rwącej rzeki. Bez chwili wahania odepchnął się mocno nogami, wskakując do wody. Starał się płynąć, ale prądy wodne wywracały nim na wszystkie strony. Co chwilę wciągało go pod wodę, a gałęzie, których się łapał, lądowały z nim w zimnej toni. Cały czas starał się łapać oddech, co nie było proste, bo tylko na ułamki sekund udawało mu się pozostać głową nad zdradziecką wodą. Powoli tracił rozeznanie gdzie jest góra a gdzie dół.
Nagle poczuł, że spada.
Wpadając znów do wody, zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej spadł z wodospadem.
A potem nie czuł już nic.
Ogarnęła go ciemność, bezkresna i obezwładniająca.
Białowłosa piękność siedziała na kamieniu niedaleko podnóża wodospadu, mocząc stopy. Czekała na noc z ogromnym poddenerwowaniem. Była zapatrzona w lustro wody tuż pod kaskadami spadającego błękitu. Nagle w pięknie niebieskiej toni pojawiło się coś różowego, nurt niósł to do brzegu, niedaleko kobiety. Miruś podniosła się i obserwując różowe coś, szła w jego stronę. Z każdym krokiem, utwierdzała się w przekonaniu, że to nie przedmiot. Wyłowiła to najszybciej jak potrafiła, przekręcając do siebie różowe coś, otworzyła szerzej oczy. Od razu rozpoznała zieloną exceedkę w żabim stroju, pierwsze czym się zajęła, było sprawdzenie czy mała Frosch oddycha. Mira odetchnęła z ulgą, słysząc krótki ale w miarę równy oddech, już spokojniejsza wyszła na brzeg i sprawdziła czy maluch nie jest ranny. Frosch była cała poraniona, jej lewa tylna łapka wyglądała na złamaną, więc niebieskooka delikatnie ją usztywniła. Nieprzytomną exceedkę owinęła w swoją bluzę i ułożyła na kocu, podkładając jej pod główkę plecak. Za zatroskaną maginią rozległ się głośny plusk. Kobieta przełknęła głośno ślinę, w obawie że zobaczy jeszcze bardziej poranionego towarzysza małej Frosch. Jednak obróciła się szybko i ruszyła pośpiesznie do wody, widząc czarnowłosą postać tylko w niewielkiej części ponad taflą wody. Ostrożnie ale szybko weszła do wody, zanurzyła się prawie cała, by podpłynąć do mężczyzny. W mgnieniu oka pokonała dzielący ich dystans, odwróciła go i jej oczom ukazała się nieprzytomna i mocno poraniona twarz Smoczego Zabójcy Cienia. Z trudem dopłynęła z Roguem do brzegu i wyciągnęła go z wody. Sprawdzając czynności życiowe Smoczego Zabójcy, zauważyła że zaczyna on się ruszać i krztusić. Jednym sprawnym ruchem przewróciła go na bok, by mógł wypluć wodę, która dostała mu się do płuc.
- Frosch ... gdzie ... ona ... jest? ... Fro ...
To były pierwsze słowa jakie powiedział, gdy odzyskał panowanie nad głosem. Był bardzo zmartwiony i wystraszony. Mirajane złapała go za oba policzki, żeby skupił się na tym co chce mu przekazać.
- Fro nic się bardzo poważnego nie stało. Znalazłam ją chwilę przed tobą, śpi sobie teraz spokojnie, opatrzona i osuszona. Jest mocno podrapana i chyba ma złamaną łapkę. Jednak nic jej złego nie grozi. Teraz zajmę się tobą.
- Fro jest ... bezpieczna?
Spytał czarnowłosy drżącym głosem.
- Tak, jest bezpieczna.
- Dziękuję, ona ... ona jest dla mnie ... wszystkim.
Już spokojniejszy pozwolił Mirze pomóc sobie podejść do miejsca, gdzie spała jego towarzyszka. Nie oponował, gdy kobieta poleciła mu ściągnąć pelerynę i bluzę. Pozwolił magini przemyć i opatrzyć rany na rękach, ramionach, plecach i torsie. Posłusznie wypił trochę herbaty z jej termosu, jak mu poleciła oraz położył się, żeby mogła go przykryć, choć w pewnym stopniu, swoim płaszczykiem. Po jakimś czasie zasnął, kojony delikatnym śpiewem Miry.
Rogue obudził się, gdy słońce już całkowicie oddało niebo księżycowi, tworząc czerwone smugi na granacie sklepienia. Siadając, zobaczył, że białowłosa kobieta siedzi obok i patrzy na niego swymi dużymi, niebieskimi oczami. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest piękna, jej pogodna twarz i ciepłe spojrzenie nagle go onieśmieliły. Gdy zerknął na jej figurę i w duchu stwierdził, że jest ona dużo bardziej seksowna w zwykłych spodenkach i koszulce na żywo, niż na zdjęciu w dopasowanej sukience, które raz pokazał mu Sting z szelmowskim uśmiechem. Zaczerwienił się lekko przez plątaninę myśli. Nie był w stanie spojrzeć teraz na Mirajane, bo wstydził się swoich nie niewinnych myśli związanych z tą piękną ale silną maginią. Szybko potrzebował jakiegoś błahego tematu i wtedy przypomniał sobie o srebrnym medalionie, który sprawił tyle radości Fro. Rozglądając się dookoła, nigdzie go nie dostrzegł.
- Widziałaś może przy Frosch srebrny medalion?
- Nie ...
- Czyli musiał spaść na dno razem z nurtem i wodospadem ... Pójdę go poszukać.
Dodał po chwili, ale nie zdążył wstać, bo kobieta zagrodziła mu drogę.
- Musisz jeszcze odpocząć, ja go poszukam.
Nic więcej nie dodając, podeszła do drzewa przy brzegu i ściągając koszulkę i spodenki, powiesiła je na konarze. Wchodziła do wody ubrana w jasnoniebieski, dwuczęściowy kostium kąpielowy. Czarnowłosy obserwował jak przez następne godziny Miruś nurkowała i wynurzała się z wody. Nie spuszczał jej z oczu.
Kilka minut przed północą Mirajane wynurzyła się, ściskając w ręce srebrny łańcuszek. Mężczyzna patrzył jak szczęśliwa kobieta, tańczy w wodzie. Poruszała się delikatnie, z gracją, wprawiając taflę wody w lekkie falowanie wokół jej osoby. Kreśliła rękami w powietrzu jakieś niesamowite wzory, jakby tworzyła abstrakcyjne malowidło na niewidzialnym płótnie. Oczarowany Smoczy Zabójca zbliżał się do kobiety powoli, z uśmiechem na ustach. Dziewczyna zauważyła go, gdy był zaledwie kilka metrów od niej. Mimo to podpłynęła do niego i pokazała mu srebrny medalion na łańcuszku, który znalazła. Rogue rozpoznając przedmiot, jeszcze bardziej się uśmiechnął i przytulił Mirę z entuzjazmem. Po chwili dotarło do niego co właśnie zrobił i lekko zarumieniony odsunął się od magini. Jednak widząc, odbijające się w wodzie srebrne blaski księżyca wokół białowłosej, na której twarzy błąkał się lekki uśmiech, wiedział że za moment zrobi coś, czego by się po sobie nie spodziewał. Nie był pewny, czy ona mu na to pozwoli, ale w tym momencie gotów był zaryzykować. Lekko ujmując Mirę za policzek, pochylił się nad nią i spojrzał w jej niebieskie oczy, które były spokojne, ale błyszczały ze szczęścia. Nie zastanawiał się dłużej, tylko lekko ucałował usta dziewczyny, najpierw raz, a potem jeszcze drugi i trzeci. Za każdym razem niebieskooka oddawała mu pocałunki. Jej usta były słodkie i delikatne. Po chwili stykali się czołami, patrząc sobie w oczy.
- Obawiałem się, że oberwie mi się za to.
Wyznał cicho czarnowłosy.
- Oberwiesz jak mnie zaraz nie pocałujesz.
Odgryzła mu się Mira z łobuzerskim uśmiechem, wywołując cichy śmiech Roguea. Chłopak spełnił jej żądanie z wielką starannością, obejmując ją lekko ale zachłannie.
The End
Dlaczego Rogue, który lubił przesiadywać z dala od zgiełku miast, domostw i całego tego hałasu, łaził po jednym ze znienawidzonych miejsc?
Dlaczego był tu, a nie na przykład w lesie na cichej polanie lub nad brzegiem rzeki?
Ponieważ widział ile radości dają same opowieści o zabawach, tańcach, zabawnych konkursach, kolorowych straganach małej Fro, którą tak na prawdę kochał. Poświęcił czas, który z łatwością mógł przeznaczyć na trening, by uszczęśliwić towarzyszkę. To właśnie jej dobry nastrój, szeroki uśmiech i błyszczące z zachwytu oczy wynagradzały mu męczenie się z hałasem i potworny ból głowy, który z każdą chwilą się potęgował. Dla niej postanowił zrobić coś wbrew sobie. Tego dnia zgadzał się na wszystko, o co poprosiła i co proponowała. Zatrzymywali się przy każdym stoisku, nie ważne czy było to stoisko z popcornem, czy z watą cukrową, przekąskami czy pamiątkami, książkami czy dziwacznymi przebraniami, a nawet z maskotkami w różnorakich rozmiarach. Na szczęście po jednej przejażdżce na kolejce górskiej, Fro nie wspominała o kolejnej. Wystarczająco się wystraszyła, gdy podczas jazdy jej opiekun powstrzymywał mdłości i był cały zielony na twarzy. Tyle czasu minęło odkąd widziała go w takim stanie, że zdążyła zapomnieć o jego chorobie lokomocyjnej. Dlatego później oglądała jedynie wszystkie "poruszające się" atrakcje, których było sporo; udawała także, że boi się nimi przejechać, by pocieszyć Smoczego Zabójcę, co jej się na szczęście udało. Gdy exceedka zatrzymała się przed budką z balonami i przeróżnymi świecidełkami z otwartą buzią i świecącymi oczami, Rogue obawiał się, że za moment zostanie poproszony o wszystkie pierdoły z tego sklepu. Tym bardziej zdziwił się, kiedy Fro odwróciła się do niego ze srebrnym medalionem w łapkach oraz niemą prośbą w dużych oczach.
Czarnowłosy z uśmiechem zapłacił za przedmiot, a następnie zawiesił znalezisko właścicielce na szyi. Wziął ją na ręce, ruszając w stronę lasu, czyli ucieczki z zatłoczonego rynku. Mijając tłumy ludzi, spoglądał na śpiącą towarzyszkę i marzył o cichym miejscu, by wreszcie móc odpocząć od zgiełku miasta.
Rogue i Frosch
Rogue Cheney
Mirajane siedziała na stołku przy barze w towarzystwie Lucy, Erzy, Levy i Wendy. Razem czekały aż Cana zdradzi im co zobaczyła w przyszłości białowłosej barmanki, co oczywiście bardziej interesowało innych niż samą Mirajane. Nawet gdy Alberona spoglądała na nią z błyskiem w oku i z zadziornym uśmiechem, Straus jako jedyna nie ponaglała jej. Nagle Cana zbliżyła się do niebieskookiej i będąc o krok od niej z podekscytowaniem poradziła jej udać się do Wodospadu Blasku, według niej musiała zdążyć na noc przesilenia, bo w czasie pełni stojąc u podnuża wodospadu, spotka ją coś niesamowitego i bardzo cennego, czego nie mogła zlekceważyć, bo to będzie kluczowy moment w jej życiu. Jak się, mogła spodziewać, nie miała pojęcia co to miałoby być, ale mimo to dziewczyny nalegały by się tam udała. Jednak, gdy ustalały o której wyruszą, fioletowooka stuknęła sięotwartą dłonią w czoło i wymamrotała zrezygnowana:
- Chcecie jechać z nią?! Wszystko zepsujecie! Ona musi się tam wybrać sama.
Przez co wszystkie spojrzały zdziwione na przyjaciółkę, a Miruś zaczęła się lekko obawiać co brunetka ma na myśli.
- Pani Miro, uda się pani nad ten wodospad?
Pytanie padło z ust zaciekawionej Wendy, przez co Carla, która dopiero co się przysiadła, prychnęła z irytacji. Jednak białowłosa nie zwróciła na to zbytniej uwagi, starała się domyślić co ma się wydarzyć i czego dowiedziała się Alberona. Niestety nie miała żadnych pomysłów, co do zagadkowego zachowania przyjaciółki.
- Chyba jednak pojadę to sprawdzić.
Odparła po chwili.
- Naprawdę?
Erza nie mogła uwierzyć, że Mira się jednak zdecydowała.
- Tak, wyruszę jutro rano. Do zobaczenia.
Po czym wstała i pożegnała się ze znajomymi. Wychodząc, poinformowała mistrza o swoich planach.
W czasie drogi do domu, wpatrywała się z uśmiechem na twarzy i nadzieją na wspaniałą przygodę, w ciemne niebo rozjaśnione licznymi gwiazdami. Zanim poszła spać, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i porozmawiała ze swoim rodzeństwem. Kładła się z mieszanką ciekawości, radości i niepewności.
Erza Scarlet |
Levy MacGarden |
Lucy Heartfilia |
Rogue leżał pod drzewem, kojąc zszargane nerwy i delikatnie głaskał Fro po główce, by jej nie obudzić. Jak co noc wpatrywał się w gwiazdy, a widząc księżyc, uśmiechnął się lekko.
Jeszcze jedna noc i pełnia. Jedna noc i będzie po wszystkim.
Stała przed lustrem, powtarzając w myślach, że cokolwiek ma się stać, poradzi sobie. Z niepewnym uśmiechem weszła do kuchni z plecakiem na jednym ramieniu. Obiecując szybki powrót rodzeństwu, wyszła z domu. Na dworze przywitał ją rześki poranek, sprawiając zadowolenie demonicy, rozwiewał kosmyki jej włosów tak, że poruszały się jak w tańcu. Dziewczyna pewnie ruszyła przed siebie, zmuszając się do szybkiego tępa podróży, by zdążyć na pociąg. Z tego co pamiętała miejsce w którym miała wysiąść miało dziwaczną nazwę, zaczynającą się na literę R i miało z dwadzieścia liter, ale jak na złość nie potrafiła sobie jej przypomnieć.
Trudno, wysiądę w którymś momencie i będzie co ma być albo zapytam kogoś podczas podróży pociągiem.
Weszła na peron, w momencie w którym pociąg ruszył w drogę. Zdenerwowana na samą siebie biegła, w stronę uciekającego środka lokomocji. Gdy po kilkunastu metrach udało jej się złapać i wdrapać do ostatniego przedziału, opadła na pierwsze wolne miejsce, z niemałą ulgą.
Fro biegała po trawie rozradowana, co parę kroków zatrzymywała się i zrywała jedną koniczynkę. Podśpiewywała melodię, którą zapamiętała z festynu z entuzjazmem. Rogue który zdążył zgasić ognisko i posprzątać prowizoryczne posłanie, siedział oparty o podnóże zbocza, i obserwował cieszącą się towarzyszkę. Nie umknął mu żaden szczegół, wiedział ile koniczynek Frosch ma w łapkach, rozpracował co ile kroczków się zatrzymuje i na jak długo. Dobrze pamiętał trasę jej biegania od pierwszego kroczku, jakby było to bardzo ważne. Gdyby ktoś był ciekawy, czarnowłosy mag mógłby zdradzić ile razy exceedka dziękowała mu za wczorajszą wyprawę oraz za srebrny medalion. Choć powinni już ruszać w drogę nad potok, by dotrzeć do bardzo starego i rozłożystego dębu, którego konary wiły się przy samej ziemi, Rogue nie ponaglał Frosch. Chłopak chciał jak najdłużej cieszyć się tym rzadkim widokiem. Nagle jego myśli zaczęły krążyć wokół kłótni ze Stingiem. Przyjaciel już od dłuższego czasu napominał go, że jeśli nie zacznie rozglądać się za kobietą, będzie sam aż się zestarzeje i umrze. Niby nic takiego, ale te z pozoru nic nie warte zdanie zaczęło grać Roguowi (czy jak to się odmienia) na nerwach. Ile można czegoś takiego słuchać?
Fakt, podczas igrzysk magicznych zwracał uwagę na kobiety, choć dużo bardziej interesowała go ich siła, na przykład zaimponowała mu Erza z Fairy Tail, Mirajane w końcowym ataku, także Wendy która nie wyglądała na silną a jednak wykazała się w swojej walce, oraz Kagura z Meremad Hell ze swoim stylem walki (walczyła nie wyciągając miecza). Jednak nigdy nie zwracał na nie uwagi w kategorii "towarzyszka w życiu", jak to głupio nazwał Lector.
A może powinien? Może znajdzie się jakaś dziewczyna, która by go interesowała?
Horda Laxusa podążała za swoim przywódcą, dogadując sobie nawzajem już od dłuższego czasu.
- Dobra Ever już będę cicho, tylko obiecaj mi jedno.
Brunetka spojrzała na Bickslowa podejrzliwie.
- Co ja ci mam obiecać, żebyś w końcu utkał twarz? Co? Może mam ci kupić jakąś zabawkę?
- Bardzo śmieszne, jakaś ty zabawna ha ha.
- Co już ci brak języka w gębie?
- Nic podobnego! Masz mi tylko obiecać, że jak już będziesz miała ślub z Elfmanem, to ja będę twoim świadkiem!
Odparł zadowolony z siebie Bickslow z szelmowskim uśmiechem.
- Coś ty powiedział?
Krzyknęli jednocześnie Fred i Evergreen.
- To ja Fred Justine będę jej świadkiem, ty możesz jedynie stać w pierwszym rzędzie i się wszystkiemu dokładnie przyglądać.
Odpalił Fred, przez co oberwał od Ever łokciem w bok.
- Żadnego ślubu nie będzie! Ogarnijcie w końcu swoje niedorozwinięte mózgi i przyjmijcie to do wiadomości!
Nieźle wkurzona kobieta wydarła się na dwóch kolegów nie szczędząc gardła.
Za to Laxus poirytowany zachowaniem tej trójki popaprańców, przymrórzał oczy, patrząc przed siebie na słońce, które właśnie wzbijało się coraz wyżej na niebie, rażąc po oczach podróżnych. Nie chciało mu się ich uciszać wcześniej, bo choć miał już tej paplaniny dość, to zdążył polubić ten rodzaj ich rozmów. Choć prawie się nie odzywał, przysłuchiwał się zawsze ich argumentom, które często były śmieszne. Mimo to, skupiał się na misji, którą mieli wypełnić. Zadanie było bardzo dziwne, bo po co mają szukać jednej dziewczyny cztery osoby? Z drugiej strony, jeśli magini, która porwała córkę zleceniodawcy, była tak silna jak im powiedziano, to ciekawie będzie się z nią zmierzyć. W końcu muszą się dowiedzieć od niej, gdzie przebywa dzieciak o imieniu Libby, którą uprowadziła dwa miesiące temu. Dalej dziwił się, że pozwolił tym popaprańcom wybrać misję, bo jak on mógł szukać dziesięcioletniego bachora? Sam nigdy nie wybrałby takiej misji.
Z zamyślenia wyrwał go huk walącego się przed nimi drzewa ...
Od lewej Bickslow, Fred, Ever |
Laxus |
Mirajane waśnie wychodziła ze stacji docelowej, gdy zobaczyła szarpiącą się dziewczynkę o pomarańczowych, kręconych włosach, trzymaną przez wysoką kobietę o krótkich, fioletowych włosach. Niby nic takiego, bo pewnie była to matka z córką, sądząc po rysach twarzy i oczach, ale Mira nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Miała dziwne przeczucie, że coś jest nie tak jak powinno. Po chwili stwierdziła, że to tylko jej wymysły i ruszyła przed siebie w stronę miasteczka. Po pytaniu kilku przechodni, dowiedziała się jak ma dotrzeć do wodospadu oraz rozwiązania przyczyny dziwnego zachowania Cany. Podobno dotarcie tam powinno jej zająć około pięć godzin, a choć była dopiero trzynasta dwadzieścia, białowłosa ruszyła w wyznaczonym kierunku, ciekawa co się stanie. Wchodząc ścieżką do lasu, uśmiechnęła się na dźwięk świergotu licznych ptaków. Podśpiewując sobie cichutko, ale bardzo melodyjnie, podziwiała mijane kwiaty i zwierzęta, zaglądające na nią zza drzew i krzewów.
Rogue stał przy źródle potoku, zastanawiając się, gdzie powinni rozpocząć poszukiwania. Błądził wzrokiem po drzewach rosnących po obu stronach, ale nigdzie nie było żadnego dębu. Głośno wzdychając, ruszył wzdłuż źródła pięknego, błękitnego potoku. Frosch siedząca mu na ramieniu, bawiła się prezentem, przez co przeszkadzała mu ciągłym wierceniem. O czym z resztą nawet nie wspomniał towarzyszce, znosząc jej nagłą ruchliwość.
Mira siedziała na polanie i posilała się domowym jedzonkiem, które przygotowała dla niej jej młodsza siostra. Po posiłku położyła się leniwie na intensywnie zielonej trawie. Wpatrywała się w wolno zmieniające się kształty chmur, które to raz przypominały jej wazon z kwiatami, później kota, lecącego ptaka, drzewo, biegnącego psiaka, a nawet wielbłąda. Ptaki latały tak blisko niej, że miała wrażenie iż zaraz na nią wpadną. Motyle siadały na kwiatach koło jej głowy, jakby specjalnie chciały zwrócić na siebie jej uwagę.
Pośród tych kojących obrazów i dźwięków nagle pojawił się głuchy huk oraz czyjś donośny krzyk, pomieszany z głośnym płaczem dziecka. Kobieta poderwała się tak szybko, że aż się zachwiała. Łapiąc w pośpiechu plecak, biegła w stronę krzyku. Podążała pod wysoką górę, która była stroma i skalista. Ku jej niezadowoleniu musiała zwolnić, gdy kawałki kamieni i skały kruszyły się pod jej stopami.
Na powalonym drzewie stało kilka postaci, Laxusowi wydawało się, że jest ich siedem w tym trzy kobiety. Za kilka sekund pył który unosił się w powietrzu, opadł na tyle, by mógł dokładnie przyjrzeć się przybyszom. Cała zgraja była poubierana na czarno, wszyscy byli w spodniach, mężczyźni mieli szerokie bluzy, a kobiety dopasowane kórtki. Każda z tych siedmiu osób miała chustę zasłaniającą nos i usta. Wszyscy mieli tak samo kruczoczarne włosy. Po kilku sekundach najwyższy mężczyzna zrobił kilka kroków do przodu i zmierzył Gromowładnych pogardliwym wzrokiem. Gdy odwracał się do towarzyszy, usłyszeli jego niski głos.
- Kobietę macie mi przyprowadzić, a reszty się pozbądźcie. Nie będą mi w niczym potrzebni. Jazda!
Na te słowa członkom Fairy Tail zwęziły się oczy w gniewnym wyrazie, mięśnie napięły się gotowe do ataku. Panowie stanęli tak, by Ever była w środku, co nie do końca spodobało się brązowowłosej. Byli bardzo chętni, by skopać zarozumialcom zadki. Szczególnie uwaga skierowana by pozbyć się Laxusa, Freda i Bickslowa była śmiesznie arogancka. Niedocenienie ich jako przeciwnika, grało im na nerwach. Gdy trzech facetów nagle ruszyło na nich z długimi, ale zaskakująco wąskimi sztyletami w obu dłoniach, z szaleństwem w oczach, Fred wysunął się lekko przed towarzyszy. Wyciągnął swoją szpadę, celując w zbliżających się wielkimi susami wrogów. Cichutko mówiąc coś na miarę zaklęcia, poruszył szpadą, wyznaczając na ziemi prostokąt, zamykający całą parszywą trójkę. Bariera pojawiła w pół sekundy, co zbiło napastników z tropu. Nagle z ziemi wydostały się pnącza, które oplotły mężczyzn od stóp do pasa. Miotali się oni wewnątrz bezlitosnej bariery, nie wiedząc jak się pozbyć pnączy, które coraz bardziej zacieśniały się wokół nich i tym samym uniemożliwiały ruchy. Kobiety w czerni były dużo bardziej ostrożne, rozdzieliły się i bardzo szybko zbliżyły się każda do innego przeciwnika. Cicho się przemieściły, a ich strój wraz z ruchliwością przeszkadzały w ich zlokalizowaniu. Kobieta zakradająca się od tyłu do Freda, z uśmiechem podniosła staromodny sztylet, zdobiony licznymi kwiatami na rękojeści, by zadać mu cios w kręgosłup. Nic nie wiedzący zielonowłosy, wpatrywał się w lidera czarnych. Byłby mocno zraniony, gdyby nie Ever, która to znikąd pojawiła się przy nim. Brązowowłosa błyskawicznie zablokowała przedmiot pomiędzy dwoma rękami, raniąc się ostrzem. Zerknęła ona w oczy zamaskowanej kobiecie ponad swoimi okularami, co spowodowało zmienienie się napastniczki w posąg. W tym samym momencie Bickslow klnąc pod nosem i marudząc, bełkotał coś o tym, że nie lubi walczyć z kobietami. Kazał on swoim "dzieciaczkom" unieruchomić swoją przeciwniczkę, co przyniosło pożądany efekt. Laxus zamknął kobietę, która go zaatakowała, a raczej starała się zaatakować, w barierze, której ściany zbudowane były z krążących wokół błyskawic. Widząc to lider zamaskowanych typów, wycofał się i z pośpiechem oddalił od zamieszania. Niezadowoleni magowie patrzyli jak nieźle wkurzona Ever, zmienia całą pozostałą piątkę w posągi, jednak najpierw pozbywała się ich chust z twarzy.
- Co za idioci atakują, zanim choć trochę nie poznają magię przeciwnika?
- Sami się o to prosili, więc ich nie żałuj Fred. Byli żałośni, a ich największym błędem było niedocenienie nas.
Odparła zirytowana kobieta.
- Spokojnie Ever, złość piękności szkodzi. Chyba nie chcesz, by Elfman przestał się do ciebie odzywać.
Dolał oliwy do ognia Bickslow.
- Coś ty powiedział, ty wielka kupo łajna?!
- ZAMKNIJCIE SIĘ WRESZCIE!
Ryknął nagle Laxus. Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym momencie poczuł zapach lawendy, który od razu skojarzył z dziewczynką, którą mieli znaleźć. Bez słowa ruszył jak szalony za zapachem, a za nim zdziwieni towarzysze. Przeskakiwali po skałach i konarach drzew tak szybko jak potrafili, by tylko nie zgubić ich lidera. Po chwili męczącego pościgu znaleźli się na maleńkiej polanie. Zobaczyli dziewczynkę o pomarańczowych, kręconych włosach przytuloną do białowłosej kobiety.
Zaraz, moment ... przecież ... to Mira!
- Mirajane co ty tu robisz?
Spytała zdezorientowana Ever.
- Czekam na was z Libby, którą odprowadzicie bezpiecznie do domu.
Odparła z uśmiechem niebieskooka magini. Na jej słowa dziewczynka wstała i obserwując Gromowładnych, podeszła do brązowowłosej kobiety.
- Proszę pani chciałabym być już w domu ... Boję się tego lasu.
Dziewczynka wtuliła się do kobiety, wprawiając ją w nie małe zakłopotanie. Po chwili wahania delikatnie objęła Libby, a lekki uśmiech wkradł się na jej twarz. Bickslow I Fred widząc reakcję przyjaciółki, spojrzeli na siebie wymownie, co nie umknęło Laxusowi. Podszedł on do uśmiechniętej Miry i przykucnął obok niej.
- Jak znalazłaś tą małą w środku lasu? Podobno uprowadziła ją jakaś magini, nie było jej z tą małą?
- Znalazłam ją, kiedy uciekała. Krzyczała. Za moment pojawiła się wysoka kobieta o fioletowych, krótko ściętych włosach. Libby się za mną schowała. Kobieta chciała ją złapać za rękę, ale dziewczynka zaczęła mnie błagać o pomoc. Zdenerwowana magini wyciągnęła bicz, który wymierzyła we mnie i kazała oddać dziewczynkę. Gdy mnie zaatakowała przyzwałam duszę szatana, co ją wystraszyło. Uciekła, a za chwilę pojawiliście się wy. Przez tę chwilę Libby zdążyła mi trochę o sobie powiedzieć, więc wiem że to jej szukacie.
- Jakaś pokręcona ta magini. Cała ta misja jest dziwna. Dobra, to my się zbieramy, w końcu mamy sprowadzić dzieciaka do domu. Dzięki za informacje Mirajane.
- Proszę, miłej drogi.
- Ta, dzięki.
Gdy tylko ruszył, jego świta razem z Libby poszła za nim. Mira stała jeszcze chwilę, po tym jak zniknęli za drzewami. Z uśmiechem ruszyła w swoją stronę.
Było późne popołudnie, gdy zrezygnowany Rogue człapał brzegiem rzeki, kawałek za nim była Frosch, która wesoło skakała z kamienia na kamień. Po chili czarnowłosy zatrzymał się, by rozglądnąć się za dębem. Zdążył się obrócić, by zobaczyć jak jego towarzyszce, obsuwa się kamień spod łapki i jak ze strachem w dużych oczkach wpada do rwącej rzeki. Bez chwili wahania odepchnął się mocno nogami, wskakując do wody. Starał się płynąć, ale prądy wodne wywracały nim na wszystkie strony. Co chwilę wciągało go pod wodę, a gałęzie, których się łapał, lądowały z nim w zimnej toni. Cały czas starał się łapać oddech, co nie było proste, bo tylko na ułamki sekund udawało mu się pozostać głową nad zdradziecką wodą. Powoli tracił rozeznanie gdzie jest góra a gdzie dół.
Nagle poczuł, że spada.
Wpadając znów do wody, zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej spadł z wodospadem.
A potem nie czuł już nic.
Ogarnęła go ciemność, bezkresna i obezwładniająca.
Białowłosa piękność siedziała na kamieniu niedaleko podnóża wodospadu, mocząc stopy. Czekała na noc z ogromnym poddenerwowaniem. Była zapatrzona w lustro wody tuż pod kaskadami spadającego błękitu. Nagle w pięknie niebieskiej toni pojawiło się coś różowego, nurt niósł to do brzegu, niedaleko kobiety. Miruś podniosła się i obserwując różowe coś, szła w jego stronę. Z każdym krokiem, utwierdzała się w przekonaniu, że to nie przedmiot. Wyłowiła to najszybciej jak potrafiła, przekręcając do siebie różowe coś, otworzyła szerzej oczy. Od razu rozpoznała zieloną exceedkę w żabim stroju, pierwsze czym się zajęła, było sprawdzenie czy mała Frosch oddycha. Mira odetchnęła z ulgą, słysząc krótki ale w miarę równy oddech, już spokojniejsza wyszła na brzeg i sprawdziła czy maluch nie jest ranny. Frosch była cała poraniona, jej lewa tylna łapka wyglądała na złamaną, więc niebieskooka delikatnie ją usztywniła. Nieprzytomną exceedkę owinęła w swoją bluzę i ułożyła na kocu, podkładając jej pod główkę plecak. Za zatroskaną maginią rozległ się głośny plusk. Kobieta przełknęła głośno ślinę, w obawie że zobaczy jeszcze bardziej poranionego towarzysza małej Frosch. Jednak obróciła się szybko i ruszyła pośpiesznie do wody, widząc czarnowłosą postać tylko w niewielkiej części ponad taflą wody. Ostrożnie ale szybko weszła do wody, zanurzyła się prawie cała, by podpłynąć do mężczyzny. W mgnieniu oka pokonała dzielący ich dystans, odwróciła go i jej oczom ukazała się nieprzytomna i mocno poraniona twarz Smoczego Zabójcy Cienia. Z trudem dopłynęła z Roguem do brzegu i wyciągnęła go z wody. Sprawdzając czynności życiowe Smoczego Zabójcy, zauważyła że zaczyna on się ruszać i krztusić. Jednym sprawnym ruchem przewróciła go na bok, by mógł wypluć wodę, która dostała mu się do płuc.
- Frosch ... gdzie ... ona ... jest? ... Fro ...
To były pierwsze słowa jakie powiedział, gdy odzyskał panowanie nad głosem. Był bardzo zmartwiony i wystraszony. Mirajane złapała go za oba policzki, żeby skupił się na tym co chce mu przekazać.
- Fro nic się bardzo poważnego nie stało. Znalazłam ją chwilę przed tobą, śpi sobie teraz spokojnie, opatrzona i osuszona. Jest mocno podrapana i chyba ma złamaną łapkę. Jednak nic jej złego nie grozi. Teraz zajmę się tobą.
- Fro jest ... bezpieczna?
Spytał czarnowłosy drżącym głosem.
- Tak, jest bezpieczna.
- Dziękuję, ona ... ona jest dla mnie ... wszystkim.
Już spokojniejszy pozwolił Mirze pomóc sobie podejść do miejsca, gdzie spała jego towarzyszka. Nie oponował, gdy kobieta poleciła mu ściągnąć pelerynę i bluzę. Pozwolił magini przemyć i opatrzyć rany na rękach, ramionach, plecach i torsie. Posłusznie wypił trochę herbaty z jej termosu, jak mu poleciła oraz położył się, żeby mogła go przykryć, choć w pewnym stopniu, swoim płaszczykiem. Po jakimś czasie zasnął, kojony delikatnym śpiewem Miry.
Rogue obudził się, gdy słońce już całkowicie oddało niebo księżycowi, tworząc czerwone smugi na granacie sklepienia. Siadając, zobaczył, że białowłosa kobieta siedzi obok i patrzy na niego swymi dużymi, niebieskimi oczami. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest piękna, jej pogodna twarz i ciepłe spojrzenie nagle go onieśmieliły. Gdy zerknął na jej figurę i w duchu stwierdził, że jest ona dużo bardziej seksowna w zwykłych spodenkach i koszulce na żywo, niż na zdjęciu w dopasowanej sukience, które raz pokazał mu Sting z szelmowskim uśmiechem. Zaczerwienił się lekko przez plątaninę myśli. Nie był w stanie spojrzeć teraz na Mirajane, bo wstydził się swoich nie niewinnych myśli związanych z tą piękną ale silną maginią. Szybko potrzebował jakiegoś błahego tematu i wtedy przypomniał sobie o srebrnym medalionie, który sprawił tyle radości Fro. Rozglądając się dookoła, nigdzie go nie dostrzegł.
- Widziałaś może przy Frosch srebrny medalion?
- Nie ...
- Czyli musiał spaść na dno razem z nurtem i wodospadem ... Pójdę go poszukać.
Dodał po chwili, ale nie zdążył wstać, bo kobieta zagrodziła mu drogę.
- Musisz jeszcze odpocząć, ja go poszukam.
Nic więcej nie dodając, podeszła do drzewa przy brzegu i ściągając koszulkę i spodenki, powiesiła je na konarze. Wchodziła do wody ubrana w jasnoniebieski, dwuczęściowy kostium kąpielowy. Czarnowłosy obserwował jak przez następne godziny Miruś nurkowała i wynurzała się z wody. Nie spuszczał jej z oczu.
Kilka minut przed północą Mirajane wynurzyła się, ściskając w ręce srebrny łańcuszek. Mężczyzna patrzył jak szczęśliwa kobieta, tańczy w wodzie. Poruszała się delikatnie, z gracją, wprawiając taflę wody w lekkie falowanie wokół jej osoby. Kreśliła rękami w powietrzu jakieś niesamowite wzory, jakby tworzyła abstrakcyjne malowidło na niewidzialnym płótnie. Oczarowany Smoczy Zabójca zbliżał się do kobiety powoli, z uśmiechem na ustach. Dziewczyna zauważyła go, gdy był zaledwie kilka metrów od niej. Mimo to podpłynęła do niego i pokazała mu srebrny medalion na łańcuszku, który znalazła. Rogue rozpoznając przedmiot, jeszcze bardziej się uśmiechnął i przytulił Mirę z entuzjazmem. Po chwili dotarło do niego co właśnie zrobił i lekko zarumieniony odsunął się od magini. Jednak widząc, odbijające się w wodzie srebrne blaski księżyca wokół białowłosej, na której twarzy błąkał się lekki uśmiech, wiedział że za moment zrobi coś, czego by się po sobie nie spodziewał. Nie był pewny, czy ona mu na to pozwoli, ale w tym momencie gotów był zaryzykować. Lekko ujmując Mirę za policzek, pochylił się nad nią i spojrzał w jej niebieskie oczy, które były spokojne, ale błyszczały ze szczęścia. Nie zastanawiał się dłużej, tylko lekko ucałował usta dziewczyny, najpierw raz, a potem jeszcze drugi i trzeci. Za każdym razem niebieskooka oddawała mu pocałunki. Jej usta były słodkie i delikatne. Po chwili stykali się czołami, patrząc sobie w oczy.
- Obawiałem się, że oberwie mi się za to.
Wyznał cicho czarnowłosy.
- Oberwiesz jak mnie zaraz nie pocałujesz.
Odgryzła mu się Mira z łobuzerskim uśmiechem, wywołując cichy śmiech Roguea. Chłopak spełnił jej żądanie z wielką starannością, obejmując ją lekko ale zachłannie.
The End
sobota, 28 czerwca 2014
Rozdział 8
Rozalia wybiegła z pomieszczenia. Minęła zaskoczonego jej widokiem chłopaka w zielonej kurtce. Przebiegła plac, minęła grupę ludzi i ze stosu przedmiotów leżących na ogrodzeniu ujeżdżalni, zabrała dwie latarki oraz kurtkę przeciwdeszczową, którą od razu ubrała. Ruszając w stronę lasu, słyszała krzyki i nawoływania. Nie dbała o to, kto ją wołał. Nie interesowało jej, że był środek nocy. Biegła do lasu z przekonaniem, że nie wyjdzie z niego, dopóki nie odnajdzie przyjaciółki. Znaczenia nie miało także to, że nie znała tego terenu. Była zdeterminowana tak bardzo, że parła przed siebie, szybko sprawdzając najbliższą okolicę.
Zawiesili poszukiwania Agaty, do wschodu słońca. Pretekst, który podali był dla niej kompletnie absurdalny. Jak mogli coś takiego oznajmić bliskim zaginionej osoby? To było podłe! Kłócenie się z całą tą zgrają pomyleńców, nie miało żadnego sensu.
Straciłaby tylko cenny czas, który mógłby zaważyć nad zdrowiem Agaty!
Była świadoma, że nie może sobie na to pozwolić. Dzikie zwierzęta, a w którym lesie ich nie ma? Co to za pretekst?! Zwykłe kpiny i tyle.
Rozalia biegła w stronę rzeki, w okolicy której szukali poprzednio, była już tak blisko skraju lasu, że czuła się jakby nikt nie mógł jej już zatrzymać. Z każdym krokiem nabierała prędkości, a odległość malała. Wbiegając do lasu zwolniła, choć ciemności przeszkadzały jej w omijaniu wszystkich przeszkód leśnych, nie poddawała się. Włączyła latarkę, którą lekko oświetlała drogę, choć dużo to nie dało. Zaufała więc swoim zmysłom, dzięki nim nie wywracała się przez konary i korzenie drzew. Parła przed siebie, a im głębiej wchodziła do lasu, tym bardziej wypatrywała w zaroślach śladów, które mogłyby doprowadzić ją do Agaty. Oświetlała konary i niskie gałęzie drzew, bacznie obserwowała krzaki, by niczego nie pominąć. Była niesamowicie dokładna i zarazem szybko szła naprzód.
Nie wiedziała jak długo już idzie, ale była zmęczona. Nogi ją bolały, a żołądek ściskał się i burczał z głodu. Szkoda, że nie zabrała ze sobą niczego do zjedzenia ani do picia. Herbata, którą została poczęstowana już dawno jej nie wystarczała. Czuła jak bardzo zaschło jej w gardle, paskudne uczucie.
Niech to, akurat teraz?
Miała ochotę trzepnąć się w czoło, ale nie zrobiła tego.Wyłaniająca się z zarośli skała wydawała się jej tak wygodna, że szła do niej z uśmiechem. Siadając na podnóżu obszernej skały, czuła jak nuży ją sen. Zbolałe mięśnie wołały o odpoczynek, siedziało się tak wygodnie, że pomimo naglących myśli, by szła dalej, położyła się. Nie była w stanie walczyć z ogarniającą ją sennością, po chwili poddała się nęcącym objęciom morfeusza.
Otwierając oczy, nie wiedziała gdzie jest i dlaczego. Widziała niewyraźnie i nieostro, ale korony drzew w świetle księżyca bardzo ją zdziwiły. Próbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Miała spotkać się z dziewczynami, więc pojechała do nich, ale ich nie zastała, spotkała Adama w dość dziwnych okolicznościach, widziała demolkę na pastwisku i w stajni, było przesłuchanie policji, no i poszukiwania, przełomowe było znalezienie Moniki, potem wybiegła sama poszukać przyjaciółki, no i ta głupia skała. Miała na niej nie siadać! Usiadła trochę zbyt szybko, przez co zakręciło jej się w głowie. Przeczesując jedną ręką włosy, drugą szukała latarki. Gdy jej dłoń napotkała odpowiedni kształt oraz przyciągnęła go do siebie, dźwięk przedmiotu szurającego po skale, wzbudził wycie kilku osobników niedaleko niej. Rozalia zamarła, gdy zobaczyła, wyłaniające się zza zarośli sylwetki wilków. Było ich pięć, każdy z wilków miał rudawą sierść, którą jeżył na widok Rozalii. Łypały na nią groźnie ślepiami i pomrukiwały, zmniejszając dzielącą ich odległość. Wyglądało to tak, jakby się skradały. Podchodziły półkolem, co bardzo źle wróżyło dla dziewczyny, jeden z nich nagle ruszył szybko naprzód, zatrzymał się zaledwie dwa metry przed nią i wyszczerzył ogromne kły. Oczy wilka jakby świeciły w ciemności, co nadawało jeszcze większą grozę sytuacji. Nagle za przerażoną dziewczyną rozległo się ochrypłe wycie. Było ono przeciągłe, aż ciarki "przebiegły" po ciele dziewczyny. Zwierzę wydobywające te okropne dźwięki, powoli i bezszelestnie zbliżało się, gdy przystanęło przy Rozalii, bursztynooka powoli przekrzywiła głowę w bok, jej oczom ukazał się duży wilk o szaro-srebrnej sierści. Gdy zawył ponownie, cała piątka powoli zaczęła się wycofywać. Widać było, że nowo przybyły jest silniejszy od reszty, może to był jego teren, albo był przywódcą. Bała się choćby drgnąć, by nie zwrócić na siebie uwagi charyzmatycznego wilka, jednak ukradkiem zerkała na zwierzę, czekając aż sobie pójdzie. Gdy reszta zwierząt zniknęła za roślinnością i nie było słychać już złowieszczych pomruków, czworonóg zaczął okrążać bursztynooką. Chodził wokół niej po coraz węższych kołach, jego nos cały czas się poruszał, jakby intensywnie zaznajamiał się z jakimś zapachem lub wywęszył coś interesującego. Po kilku minutach, które trwały wiecznie, wilk zatrzymał się na wprost zdumionej dziewczyny. Patrzyła ona na niego szeroko otwartymi oczami, nie potrafiła zrozumieć tego zachowania, ale cieszyło ją, że jak dotąd nic jej się złego nie stało. Gdy srebrno-szary czworonóg zrobił kilka kroków w jej stronę, Rozalia patrzyła w skupieniu w niebieskie oczy zwierzęcia. Już się nie bała. O dziwo była spokojna, a zachowanie pięknego zwierzęcia coraz bardziej ją ciekawiło. Uwielbiała psy, a wilki to przecież ich rodacy, to od nich się wywodziły. Była jak zaczarowana, choć czworonóg podszedł całkiem blisko, ona się lekko uśmiechała. Nagle wilk złapał zębami za rękaw kurtki przeciwdeszczowej i zaczął ją ciągnąć. Zdumiona Rozalia dopiero po chwili wstała i pozwoliła się prowadzić. Patrząc na grzbiet wilka, szła za nim w ciszy. Prowadził ją między nisko opadającymi gałęziami okolicznych drzew, rozłożystymi krzewami, po fragmentach skał, a nawet przy korycie rzeki. Podążała za nim jakieś piętnaście minut, aż wreszcie zatrzymali się przy nieznacznym spadzie terenu. Wilk dopiero wtedy puścił jej rękaw, nie odwracając się do niej pobiegł pod dwie brzozy. Dziewczyna podążyła za nim, a to co zobaczyła pod drzewami bardzo ją zdziwiło. Na jakiejś postaci leżały trzy małe wilczki o takiej samej sierści co jej przewodnik, obok stał ogier o bułanej maści, jego długa, czarna grzywa delikatnie poruszała się na wietrze.
Rozalia powoli szła do osoby okupowanej przez wilczki. Bała się iść szybko, by nie wystraszyć zwierząt. W momencie, gdy stanęła przy drzewach, maluchy zeszły z postaci i zaczęły cichutko piszczeć. Bursztynooka powoli przyklęknęła i odgarnęła liście i włosy z twarzy osoby, którą okazała się dziewczyna o leciutko opalonej twarzy.
Przecież to Agata! To ona, jest tu!
Rozalia płakała ze szczęścia, gdy po sprawdzeniu czynności życiowych, wiedziała że Agata oddycha i nie widać żeby miała jakieś złamania. Trzęsącymi się rękami lekko klepała przyjaciółkę po twarzy. Zwierzaki trącały Agatę po rękach, a ogier stał przy Rozalii strzygąc uszami.
Otworzyłam oczy, zobaczyłam kogoś przed sobą. Była to Rozalia, zaraz gdzie ja jestem? Czemu ona płacze?
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam nocne niebo. W mgnieniu oka przypomniałam sobie wszystko. Pewnie się o mnie martwiła, skoro jest tu to musiała mnie szukać.
Powoli podniosłam obolałą rękę, by ją złapać.
- Nie płacz, już jest dobrze.
- Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Szukałam ciebie i Moniki razem z innymi osobami ...
- Znaleźliście ją? Rozi ... Rozi weź się w garść ...
- Tak znaleźliśmy ją ... nic jej się ... poważnego nie stało ... jak wychodziłam była ... była tylko trochę ... oszołomiona ...
- To dobrze. Hej uśmiechnij się, nic mi się nie stało.
- Boli cię coś?
- Tylko lewa noga, nic poza tym. Jestem tylko obolała.
- Spróbuj usiąść.
- Dobra, możesz mi trochę pomóc?
Z pomocą Rozi usiadłam, przy moich nogach siedziały trzy wilczki i szaro-srebrny, dorosły wilk, przy Rozi stał bułany ogier.
Niesamowite. Maluchy przylazły do mnie i łasiły się jak domowe kociaki. Głaskałyśmy je obie z uśmiechami na twarzach. Po chwili wilk podszedł do Roz i trącił jej dłoń, domagając się głaskania. Dziki wilk w tej scenie wyglądał niesamowicie nierealnie.
Gdy usiłowałam wstać, bułanek podszedł do mnie i po chwili widziałam jak kładzie się przy mnie. Patrzył na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami z ufnością i zadziwiającą łagodnością. Można powiedzieć, że wśliznęłam się na jego grzbiet, w momencie gdy Rozi na mnie spojrzała z nie małym lękiem. Starałam się ją uspokoić wzrokiem, ale średnio mi się to udało.
Delikatnie ujęłam końską grzywę i lekko spinając konia łydkami, dałam mu znak by wstał. Zareagował szybko i bardzo lekko poderwał się na równe nogi. Ucieszona patrzyłam na swoją najlepszą przyjaciółkę, by zaraz wyciągnąć do niej dłoń i zachęcić do wspięcia się na grzbiet wierzchowca. Wałacha się tylko kilka sekund, by za moment sprawnie wsiąść.
Czułam się cudownie, świat widziany z grzbietu konia zawsze bardziej mi odpowiadał, niż widziany z ziemi. Nabierał on intensywniejszych i piękniejszych barw. Współpraca ze zwierzęciem mnie uskrzydlała. Z ogromną radością pochyliłam się do głowy ogiera i wyszeptałam:
- Zabierz mnie do domu, do znajomych, proszę.
Widziałam jak zastrzygł uszami i lekko ruszył stępem (podstawowy chód konia, coś jak nasz spacer) przed siebie. Zerkając na Roz, upewniłam się, że i ona czuje się pewnie. Z uśmiechem popędziłam konia do kłusa (coś jak nasz trucht) i śmiałam się ze szczęścia, że wracamy z lasu do domu. Wilki podbiegły z nami do końca lasu, a następnie zawróciły. A my przecinałyśmy łąkę dzielącą nas od szkółki jeździeckie
Wjeżdżając przez pastwiska do szkółki jeździeckiej, zrobiłyśmy niezłe zamieszanie. Ludzie krzyczeli coś do nas, policjanci chcieli nas wygonić do domu. Istna paranoja. Dopiero gdy Adam wyłonił się z tego zbiorowiska otaczających nas kilkunastu osób, odetchnęłam z ulgą. On jeden mnie rozpoznał i przywitał z uśmiechem. Zdążyłam zejść z konia i już zostałam zamknięta w jego ramionach, wcale mi to nie przeszkadzało, bo tylko dzięki niemu nie upadłam. Moje nogi ledwo mnie utrzymywały, a Rozii śmiała się w tym momencie. Nie dane jej było się śmiać zbyt długo, bo zaraz dostała niezły ochrzan za samodzielną wyprawę do lasu. Jakiś sanitariusz krzyczał na nią dobre piętnaście minut, nic nie dały moje sprzeciwy i próby przerwania jego monologu. Gdy skończył złapał mnie pod ramię i poprowadził do pomieszczenia dla instruktorów szkółki jeździeckiej, gdzie sprawdził czy nie mam złamań i opatrzył otarcia na rękach i nogach. Mnie także nie ominęła pogadanka o nieodpowiedzialności, wcale go nie słuchałam, chciałam tylko sprawdzić co z Moniką, no i wreszcie się położyć spać w ciepłym łóżku.
Jako opatrzona osoba oraz jedna z odnalezionych miałam być przesłuchana, jednak funkcjonariuszka policji pozwoliła mi przyjść jutro na komendę i złożyć zeznania, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Nie pozwolono mi nigdzie samej pójść, a znajomi z szkółki ciepło mnie przywitali i życzyli dobrej nocy. Adam z racji, że ledwo stoję, uparł się, że zaniesie mnie do Moniki, która już podobno smacznie spała. Tak więc ja, Rozi i Adam ruszyliśmy do posiadłości Moniki, by się najzwyczajniej w świecie wyspać po przebojach tej nocy.
Kochani oto rozdzialik, a tak na rozpoczęcie wakacji :)
Pewnie tak samo jak ja cieszycie się z tego faktu.
To dla mojej przyjaciółki, bo tak się niecierpliwiła, WoodLi mam nadzieję, że ci się spodoba.
Pa
Zawiesili poszukiwania Agaty, do wschodu słońca. Pretekst, który podali był dla niej kompletnie absurdalny. Jak mogli coś takiego oznajmić bliskim zaginionej osoby? To było podłe! Kłócenie się z całą tą zgrają pomyleńców, nie miało żadnego sensu.
Straciłaby tylko cenny czas, który mógłby zaważyć nad zdrowiem Agaty!
Była świadoma, że nie może sobie na to pozwolić. Dzikie zwierzęta, a w którym lesie ich nie ma? Co to za pretekst?! Zwykłe kpiny i tyle.
Rozalia biegła w stronę rzeki, w okolicy której szukali poprzednio, była już tak blisko skraju lasu, że czuła się jakby nikt nie mógł jej już zatrzymać. Z każdym krokiem nabierała prędkości, a odległość malała. Wbiegając do lasu zwolniła, choć ciemności przeszkadzały jej w omijaniu wszystkich przeszkód leśnych, nie poddawała się. Włączyła latarkę, którą lekko oświetlała drogę, choć dużo to nie dało. Zaufała więc swoim zmysłom, dzięki nim nie wywracała się przez konary i korzenie drzew. Parła przed siebie, a im głębiej wchodziła do lasu, tym bardziej wypatrywała w zaroślach śladów, które mogłyby doprowadzić ją do Agaty. Oświetlała konary i niskie gałęzie drzew, bacznie obserwowała krzaki, by niczego nie pominąć. Była niesamowicie dokładna i zarazem szybko szła naprzód.
Nie wiedziała jak długo już idzie, ale była zmęczona. Nogi ją bolały, a żołądek ściskał się i burczał z głodu. Szkoda, że nie zabrała ze sobą niczego do zjedzenia ani do picia. Herbata, którą została poczęstowana już dawno jej nie wystarczała. Czuła jak bardzo zaschło jej w gardle, paskudne uczucie.
Niech to, akurat teraz?
Miała ochotę trzepnąć się w czoło, ale nie zrobiła tego.Wyłaniająca się z zarośli skała wydawała się jej tak wygodna, że szła do niej z uśmiechem. Siadając na podnóżu obszernej skały, czuła jak nuży ją sen. Zbolałe mięśnie wołały o odpoczynek, siedziało się tak wygodnie, że pomimo naglących myśli, by szła dalej, położyła się. Nie była w stanie walczyć z ogarniającą ją sennością, po chwili poddała się nęcącym objęciom morfeusza.
Otwierając oczy, nie wiedziała gdzie jest i dlaczego. Widziała niewyraźnie i nieostro, ale korony drzew w świetle księżyca bardzo ją zdziwiły. Próbowała sobie przypomnieć ostatnie wydarzenia. Miała spotkać się z dziewczynami, więc pojechała do nich, ale ich nie zastała, spotkała Adama w dość dziwnych okolicznościach, widziała demolkę na pastwisku i w stajni, było przesłuchanie policji, no i poszukiwania, przełomowe było znalezienie Moniki, potem wybiegła sama poszukać przyjaciółki, no i ta głupia skała. Miała na niej nie siadać! Usiadła trochę zbyt szybko, przez co zakręciło jej się w głowie. Przeczesując jedną ręką włosy, drugą szukała latarki. Gdy jej dłoń napotkała odpowiedni kształt oraz przyciągnęła go do siebie, dźwięk przedmiotu szurającego po skale, wzbudził wycie kilku osobników niedaleko niej. Rozalia zamarła, gdy zobaczyła, wyłaniające się zza zarośli sylwetki wilków. Było ich pięć, każdy z wilków miał rudawą sierść, którą jeżył na widok Rozalii. Łypały na nią groźnie ślepiami i pomrukiwały, zmniejszając dzielącą ich odległość. Wyglądało to tak, jakby się skradały. Podchodziły półkolem, co bardzo źle wróżyło dla dziewczyny, jeden z nich nagle ruszył szybko naprzód, zatrzymał się zaledwie dwa metry przed nią i wyszczerzył ogromne kły. Oczy wilka jakby świeciły w ciemności, co nadawało jeszcze większą grozę sytuacji. Nagle za przerażoną dziewczyną rozległo się ochrypłe wycie. Było ono przeciągłe, aż ciarki "przebiegły" po ciele dziewczyny. Zwierzę wydobywające te okropne dźwięki, powoli i bezszelestnie zbliżało się, gdy przystanęło przy Rozalii, bursztynooka powoli przekrzywiła głowę w bok, jej oczom ukazał się duży wilk o szaro-srebrnej sierści. Gdy zawył ponownie, cała piątka powoli zaczęła się wycofywać. Widać było, że nowo przybyły jest silniejszy od reszty, może to był jego teren, albo był przywódcą. Bała się choćby drgnąć, by nie zwrócić na siebie uwagi charyzmatycznego wilka, jednak ukradkiem zerkała na zwierzę, czekając aż sobie pójdzie. Gdy reszta zwierząt zniknęła za roślinnością i nie było słychać już złowieszczych pomruków, czworonóg zaczął okrążać bursztynooką. Chodził wokół niej po coraz węższych kołach, jego nos cały czas się poruszał, jakby intensywnie zaznajamiał się z jakimś zapachem lub wywęszył coś interesującego. Po kilku minutach, które trwały wiecznie, wilk zatrzymał się na wprost zdumionej dziewczyny. Patrzyła ona na niego szeroko otwartymi oczami, nie potrafiła zrozumieć tego zachowania, ale cieszyło ją, że jak dotąd nic jej się złego nie stało. Gdy srebrno-szary czworonóg zrobił kilka kroków w jej stronę, Rozalia patrzyła w skupieniu w niebieskie oczy zwierzęcia. Już się nie bała. O dziwo była spokojna, a zachowanie pięknego zwierzęcia coraz bardziej ją ciekawiło. Uwielbiała psy, a wilki to przecież ich rodacy, to od nich się wywodziły. Była jak zaczarowana, choć czworonóg podszedł całkiem blisko, ona się lekko uśmiechała. Nagle wilk złapał zębami za rękaw kurtki przeciwdeszczowej i zaczął ją ciągnąć. Zdumiona Rozalia dopiero po chwili wstała i pozwoliła się prowadzić. Patrząc na grzbiet wilka, szła za nim w ciszy. Prowadził ją między nisko opadającymi gałęziami okolicznych drzew, rozłożystymi krzewami, po fragmentach skał, a nawet przy korycie rzeki. Podążała za nim jakieś piętnaście minut, aż wreszcie zatrzymali się przy nieznacznym spadzie terenu. Wilk dopiero wtedy puścił jej rękaw, nie odwracając się do niej pobiegł pod dwie brzozy. Dziewczyna podążyła za nim, a to co zobaczyła pod drzewami bardzo ją zdziwiło. Na jakiejś postaci leżały trzy małe wilczki o takiej samej sierści co jej przewodnik, obok stał ogier o bułanej maści, jego długa, czarna grzywa delikatnie poruszała się na wietrze.
Rozalia powoli szła do osoby okupowanej przez wilczki. Bała się iść szybko, by nie wystraszyć zwierząt. W momencie, gdy stanęła przy drzewach, maluchy zeszły z postaci i zaczęły cichutko piszczeć. Bursztynooka powoli przyklęknęła i odgarnęła liście i włosy z twarzy osoby, którą okazała się dziewczyna o leciutko opalonej twarzy.
Przecież to Agata! To ona, jest tu!
Rozalia płakała ze szczęścia, gdy po sprawdzeniu czynności życiowych, wiedziała że Agata oddycha i nie widać żeby miała jakieś złamania. Trzęsącymi się rękami lekko klepała przyjaciółkę po twarzy. Zwierzaki trącały Agatę po rękach, a ogier stał przy Rozalii strzygąc uszami.
Otworzyłam oczy, zobaczyłam kogoś przed sobą. Była to Rozalia, zaraz gdzie ja jestem? Czemu ona płacze?
Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam nocne niebo. W mgnieniu oka przypomniałam sobie wszystko. Pewnie się o mnie martwiła, skoro jest tu to musiała mnie szukać.
Powoli podniosłam obolałą rękę, by ją złapać.
- Nie płacz, już jest dobrze.
- Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Szukałam ciebie i Moniki razem z innymi osobami ...
- Znaleźliście ją? Rozi ... Rozi weź się w garść ...
- Tak znaleźliśmy ją ... nic jej się ... poważnego nie stało ... jak wychodziłam była ... była tylko trochę ... oszołomiona ...
- To dobrze. Hej uśmiechnij się, nic mi się nie stało.
- Boli cię coś?
- Tylko lewa noga, nic poza tym. Jestem tylko obolała.
- Spróbuj usiąść.
- Dobra, możesz mi trochę pomóc?
Z pomocą Rozi usiadłam, przy moich nogach siedziały trzy wilczki i szaro-srebrny, dorosły wilk, przy Rozi stał bułany ogier.
Niesamowite. Maluchy przylazły do mnie i łasiły się jak domowe kociaki. Głaskałyśmy je obie z uśmiechami na twarzach. Po chwili wilk podszedł do Roz i trącił jej dłoń, domagając się głaskania. Dziki wilk w tej scenie wyglądał niesamowicie nierealnie.
Gdy usiłowałam wstać, bułanek podszedł do mnie i po chwili widziałam jak kładzie się przy mnie. Patrzył na mnie swoimi ciemnobrązowymi oczami z ufnością i zadziwiającą łagodnością. Można powiedzieć, że wśliznęłam się na jego grzbiet, w momencie gdy Rozi na mnie spojrzała z nie małym lękiem. Starałam się ją uspokoić wzrokiem, ale średnio mi się to udało.
Delikatnie ujęłam końską grzywę i lekko spinając konia łydkami, dałam mu znak by wstał. Zareagował szybko i bardzo lekko poderwał się na równe nogi. Ucieszona patrzyłam na swoją najlepszą przyjaciółkę, by zaraz wyciągnąć do niej dłoń i zachęcić do wspięcia się na grzbiet wierzchowca. Wałacha się tylko kilka sekund, by za moment sprawnie wsiąść.
Czułam się cudownie, świat widziany z grzbietu konia zawsze bardziej mi odpowiadał, niż widziany z ziemi. Nabierał on intensywniejszych i piękniejszych barw. Współpraca ze zwierzęciem mnie uskrzydlała. Z ogromną radością pochyliłam się do głowy ogiera i wyszeptałam:
- Zabierz mnie do domu, do znajomych, proszę.
Widziałam jak zastrzygł uszami i lekko ruszył stępem (podstawowy chód konia, coś jak nasz spacer) przed siebie. Zerkając na Roz, upewniłam się, że i ona czuje się pewnie. Z uśmiechem popędziłam konia do kłusa (coś jak nasz trucht) i śmiałam się ze szczęścia, że wracamy z lasu do domu. Wilki podbiegły z nami do końca lasu, a następnie zawróciły. A my przecinałyśmy łąkę dzielącą nas od szkółki jeździeckie
Jako opatrzona osoba oraz jedna z odnalezionych miałam być przesłuchana, jednak funkcjonariuszka policji pozwoliła mi przyjść jutro na komendę i złożyć zeznania, za co byłam jej bardzo wdzięczna. Nie pozwolono mi nigdzie samej pójść, a znajomi z szkółki ciepło mnie przywitali i życzyli dobrej nocy. Adam z racji, że ledwo stoję, uparł się, że zaniesie mnie do Moniki, która już podobno smacznie spała. Tak więc ja, Rozi i Adam ruszyliśmy do posiadłości Moniki, by się najzwyczajniej w świecie wyspać po przebojach tej nocy.
Kochani oto rozdzialik, a tak na rozpoczęcie wakacji :)
Pewnie tak samo jak ja cieszycie się z tego faktu.
To dla mojej przyjaciółki, bo tak się niecierpliwiła, WoodLi mam nadzieję, że ci się spodoba.
Pa
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział 7
Nagle dostrzegła ruch po swojej prawej stronie i nie zwlekając ani sekundy zaatakowała przeciwnika. Cios wymierzony na oślep prawą ręką, tylko musnął przeciwnika. Dziewczyna nie zwlekając ani sekundy, wyprowadziła kopniaka, który został zatrzymany jedną ręką. W tym samym momencie niebezpiecznie szybko zbliżała się do niej czyjaś ręka. Złapała ją i trzymała najmocniej jak potrafiła. Oboje skutecznie ograniczali ruchy przeciwnika. Zmierzyli się wzrokiem. Naprzeciwko dziewczyny o bursztynowych oczach, sięgających prawie do pasa ciemnobrązowych włosach i o średnim wzroście ( 160cm), stał chłopak o krótkich, rozczochranych blond włosach oraz ciemnoniebieskich oczach, który był bardzo wysoki (210cm). Za moment na twarzy dziewczyny widać było ogromne zdziwienie pomieszane z zaskoczeniem.
- Adam, co ty tu robisz? Wystraszyłeś mnie nie na żarty!
- Skąd ty znasz ... Zaraz ... Ty jesteś Rozalia, przyjaciółka Agaty?
- Tak, to ja.
- Co ty tu robisz? Znaczy ... Dlaczego nie czekasz przed drzwiami?
- Bo nikt nie otwierał i stwierdziłam, że dziewczyny mogą być za domem. Dlaczego mnie wystraszyłeś? Nie mogłeś mnie zawołasz jakoś? Chcesz żebym dostała zawału w tak młodym wieku?!
- Chciałem cię tylko zatrzymać. Przykro mi, że cię wystraszyłem. Ostatnio kręcą się tu obcy ludzie i gdy ich wołasz, nagle uciekają. Monika już nieraz dzwoniła w tej sprawie na policję.
- Serio?
- Niestety tak.
- Brzmi jak początek thrillera, a nie jak prawdziwa historia. Czy ty przypadkiem nie miałeś być w miasteczku dopiero za 3-4 dni?
- Taki był plan, ale okazało się, że ten kurs językowy zakończył się wcześniej. A że prawie wszyscy gdzieś pojechali i tylko Monika została, to przyszedłem tu.
- To ruszajmy.
Adam chciał ją puścić pierwszą, jednak większość ścieżki przeszli obok siebie. Dopiero na zwężeniu Rozalia prowadziła. Nie rozmawiali ze sobą, a cisza była trochę krępująca. Nie znali się prawie wcale. Rozmawiali tylko raz i to bardzo krótko, w towarzystwie Agaty, która ją podtrzymywała. Tak więc Rozalia wiedziała tylko, że chłopak uwielbia grać w siatkówkę, kocha jazdę konną i zaczął się uczyć francuskiego. Tyle i o czym miałaby z nim rozmawiać? Nie zdążyła wysnuć więcej refleksji, bo obraz jaki się przed nią rozciągał zamurował ją. Zatrzymała się tak nagle, że chłopak na nią wpadł. Choć zaraz ją przeprosił, brązowowłosa nawet go nie usłyszała. Rozglądała się szeroko otwartymi, bursztynowymi oczami po pastwiskach, stajni i całym rozgardiaszu jaki się przed nią ukazał. Słowa utknęły jej w gardle. Adam po chwili przeniósł wzrok z dziewczyny na przestrzeń i dowiedział się co było przyczyną jej zatrzymania. To co zobaczył bardzo go zabolało.
- Niemożliwe ...
A jednak ...
Dzień w gildii Fairy Tail upłynął bardzo nudno. Kilka osób przyniosło kartki z ogłoszeniami nowych misji, przyjechali ludzie dowożący asortyment do kuchni i baru. Do mistrza przyszła Porlyusica, by skontrolować jego stan zdrowia.Tak więc Mirajane stała za barem znudzona. Jej wzrok wędrował po ścianach, aż zatrzymał się na dwójce starych znajomych (Porylussica i Macarow)
obecnie
kiedyś
Macarov - mistrz gildii Fairy Tail
Porlyusica
(http://pl.fairytail.wikia.com/wiki/Postacie tak jakby ktoś chciał wejść i sprawdzić :)
Mirajane Strauss - mag klasy S, główna kelnerka gildii Fairy Tail
Jak za dotknięciem magicznej różdżki, oczy Miry rozbłysły. Odszukując pośpiesznie kartki i ołówek, usiadła na stołku przy barze i starannie wypisała wszystkie kobiety z gildii. Następnie po długim zastanowieniu wpisywała obok imię faceta, który jej zdaniem pasowałby do każdej z dziewczyn najlepiej. Spoglądając na zapisaną kartkę, uśmiechnęła się promiennie. Swatanie znajomych i przyjaciół było jej smykałką. Uwielbiała to i pragnęła szczęścia innych. Postanowiła bardzo się postarać, by pary jakie ułożyła, miały okazję się lepiej poznać. Kto wie czy będzie z tego udany związek? Warto jednak spróbować, bo przecież nic na tym nie stracą. Narysowała jeszcze tylko serduszko przy mężczyźnie, którego skrycie kochała i biorąc do rąk nową kartkę, zastanawiała się jaki trening powinna sobie zafundować. Po igrzyskach magicznych w mieście Crocus postanowiła częściowo wrócić do wypełniania misji. Jeszcze nikomu o tym nie wspomniała, bo zdecydowała że oznajmi oficjalnie swoim przyjaciołom swój "powrót" , gdy będzie w pełni sił. Po to wymyśliła trening, tylko od czego powinna zacząć?
Dobre pytanie. Po chwili zastanowienia, zapisała na kartce :
1) Polepszenie kondycji.
2) Maksymalnie wydłużenie czasu używania swoich magicznych zdolności.
3) Polepszenie siły ataków i skuteczności.
Tak, teraz była zadowolona ze swoich planów. Trening zacznie jutro, a dziś jedynie pobiegnie do domu szybkim truchtem. Choć możliwość porządnego rozciągnięcia się na zapleczu był bardzo obiecujący, to bała się, że mistrz wejdzie w najmniej odpowiednim momencie i przez to nici z "niespodzianki".
Adam minął oniemiałą Rozalię, zrobił kilka kroków w stronę pastwiska, by po chwili zatrzymać się. Dziewczyna widziała, jak zacisnął w gniewie i bezradności pięści. Ręce całe mu się trzęsły, nie była pewna czy był zły czy się bał. Obawiała się sprawdzenia tego niuansu, ale zdecydowała, że jeśli mają zacząć działać, to lepiej by było wiedzieć, jak nakłonić go do współpracy. Podchodząc do Adama, starała się znaleźć postawę jaką powinna przyjąć. Choć bardzo bała się o Agatę i Monikę, nie okazywała tego, cały jej bój z lękiem rozgrywał się w jej myślach. Nie zdążyła się odezwać, bo chłopak ją wyprzedził.
- Powinniśmy sprawdzić, czy one tu są, no i co ze zwierzętami. Zadzwonię do szkółki jeździeckiej, może tam obecnie przebywają. Jeśli nie, to dzwoniąc na policję oprócz wtargnięcia i rozboju będziemy musieli zgłosić też ich zaginięcie. Lepiej będzie jeśli nie będziemy się rozdzielać.
- Masz rację. To ty już dzwoń, a ja w tym czasie zobaczę co dokładnie się wala po pastwisku.
- Dobrze, ale proszę nie zbliżaj się zbytnio do drzew.
- W porządku.
Rozalia przechadzała się po terenie, co chwilę głębiej wdychając powietrze. Starała się nie myśleć o właścicielach przedmiotów i zaschniętej, szkarłatnej cieczy. Próbowała zapamiętać co gdzie leżało. Niczego nie dotykała, po upiornych oględzinach spojrzała na chłopaka. Na jego twarzy było coraz większe zdenerwowanie, zmieszane z paniką w oczach. Nie musiała go o nic pytać, wiedziała po jego minie, że Agaty i Moniki nikt nie widział i prawdopodobnie nie wiedzą gdzie one są.
Wspólnie sprawdzili stajnię i dom, do którego blondyn miał zapasowy klucz. O dziwo nic w nim nie zginęło, tylko stajnia została częściowo ograbiona.
Oboje czekali teraz na policję, którą dopiero co poinformowali o tym co zastali ...
Trzy godziny po dotarciu agentów na posesję oraz powiadomnieniu rodziców dziewczyn, Adam z Rozalią byli strzępkami nerwów. Choć inaczej przeżywali tą sytuację, czuli się podobnie. Nie pozwolono im jeszcze zacząć poszukiwań, co doprowadzało ich do szaleństwa. Ciąg niekończących się pytań funkcjonariuszy policji działał im na nerwy, lecz mimo to odpowiadali na nie. Musieli poczekać do zmroku, wtedy dopiero na własną rękę mogli wszcząć poszukiwanie. Bursztynooka popatrzyła na ludzi, którzy przyszli im pomóc. Nikogo nie potrafiła rozpoznać. Choć oni pocieszali się nawzajem i smutno uśmiechali, dla niej byli obcy. Podobno dobrze znają obie dziewczyny, zastanawiało ją jak się poznali i jak dobry kontakt mają z jej przyjaciółką. Spojrzała na niebo, które barwiło się na pomarańczowo. Uwielbiała taki widok i mogłaby oglądać go godzinami, jednak tym razem błagała żeby czas minął szybciej.
Po czterdziestu pięciu minutach policjanci dali wszystkim wolną rękę. Było po zachodzie słońca, noc coraz bardziej zagarniała nieboskłon. Ludzie stanęli w grupie, rozdali wszystkim latarki i uzgodnili w jakich grupach i gdzie będą szukać. Rozi miała być w grupie z Adamem i jakimś wysokim chłopakiem w szerokiej, zielonej kurtce przeciwdeszczowej.
Przedzierali się przez ścieżkę przy rzece, co chwilę się potykali i ślizgali. Szło się im bardzo ciężko, snopy światła prześlizgiwały się wokoło nich. Co chwilę nawoływali dziewczyny po imionach, ale po godzinie nie było żadnych rezultatów. Było coraz ciemniej i zimniej. Wszyscy byli przemoknięci i okropnie zmęczeni. Chcieli już wracać, ale Rozi poprosiła żeby odłożyli to na trochę później. Chłopcy niechętnie się zgodzili, jednak przekonał ich pełny determinacji wzrok dziewczyny. Byli przekonani, że i tak nic to nie da, ale nie mieli serca, zabierać nadziei dziewczynie. Szli dalej w milczeniu, po piętnastu minutach chłopaki odwrócili się już i ruszyli w drogę powrotną. Rozalia wpatrywała się w miejsca, oświetlone latarką. Odwróciła się smutna i nagle coś podpowiedziało jej, by sprawdziła teren jeszcze raz. Gdy oświetliła konar drzewa i trochę trawy, zobaczyła że było tam coś jeszcze ... Na korze było coś wysmarowane.
Wołając towarzyszy, powoli szła do drzewa. Dotarli do niej, gdy stała przy korze, wpatrując się w plamy krwi. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo i ruszyli. Po śladach na drzewach dotarli kilka potężnych drzew dalej, do wzniesienia, na którym ktoś leżał. Rozalia pobiegła z nadzieją że to Agata, ale gdy klęcząc, przekręciła postać na bok, okazało się, że to jakaś inna dziewczyna. Adam przyklękając obok niej, sprawdził szybko czynności życiowe dziewczyny i westchnął z ulgą. Krzyknął do chłopaka w zielonej kurtce, by zadzwonił do reszty i oznajmił im, że znaleźli Monikę. Rozalia wpatrywała się tępo w przestrzeń.
To nie ona, to nie Agata - tylko tyle tłukło się jej po głowie. Nie potrafiła się w tym momencie cieszyć, była rozczarowana, że to nie jej przyjaciółkę znaleźli. Podążała automatycznie za resztą, wiedziała tylko tyle, że Adam szedł pierwszy, potem chłopak z Moniką na rękach a na końcu ona.
Siedziała sparaliżowana czarnymi myślami. Ludzie krzątali się wokół niej, policja znów się pokazała i chciała przesłuchać znalezioną, jednak sanitariusze z karetki im na to nie pozwolili. Reszta grup nadal szukała drugiej zaginionej po okolicznych terenach. Dzięki znalezieniu jednej osoby, determinacja wzięła górę i żadna z grup nie chciała się poddać.
Dopiero po chwili Rozalia zorientowała się, że siedzi w pomieszczeniu dla pracowników szkółki jeździeckiej. Była opatulona kocami, tak samo jak Monika, przy której krzątali się sanitariusze, sprawdzając jej stan zdrowia i opatrując rany. Twarz dziewczyny nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała tak jakby nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Była przy nich ciałem, ale czy myślami też?
Po chwili usłyszała głośne rozmowy na zewnątrz.
Pewno następna grupa wróciła, a co jeśli ją znaleźli?
Rozalia już wstawała, kiedy do pomieszczenia wszedł mężczyzna w czapce z daszkiem i płaszczu przeciwdeszczowym z grobową miną. Tą minę miała zapamiętać już do końca swojego życia. Chciała zadać mu tak wiele pytań, ale otwierając usta, nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Jej gardło nie umożliwiało jej dostępu do informacji, jakie znał ten mężczyzna. Chciała je poznać i to bardzo, jednak z drugiej strony bała się usłyszeć odpowiedź.
A co jeśli ma złe wieści? Jeśli Agata została znaleziona w jeszcze gorszym stanie niż Monika, to co wtedy? Dlaczego obie zniknęły? Uciekały przed kimś? Dlaczego nie znaleźli ich razem? Dlaczego się rozdzieliły?
Witajcie kochani, wiem zawaliłam z terminem rozdziału. Bardzo przepraszam. Jestem tak niecierpliwa przed wycieczką do Włoch, że myśli nie mogę uspokoić. Ale nie martwcie się za tydzień wracam, no i zobaczę może uda mi się coś wstawić szybciej. Okaże się. Tak więc kochani rozdzialik dla tych co czytają. Mam nadzieję, ze się spodobało :)
Pisałam to na w-fie ( uwielbiam natchnienia, bo piszę i nawet nie wiem co się w około dzieje) i koleżanki co chwilę pytały co piszę :P
Do następnego :)
- Adam, co ty tu robisz? Wystraszyłeś mnie nie na żarty!
- Skąd ty znasz ... Zaraz ... Ty jesteś Rozalia, przyjaciółka Agaty?
- Tak, to ja.
- Co ty tu robisz? Znaczy ... Dlaczego nie czekasz przed drzwiami?
- Bo nikt nie otwierał i stwierdziłam, że dziewczyny mogą być za domem. Dlaczego mnie wystraszyłeś? Nie mogłeś mnie zawołasz jakoś? Chcesz żebym dostała zawału w tak młodym wieku?!
- Chciałem cię tylko zatrzymać. Przykro mi, że cię wystraszyłem. Ostatnio kręcą się tu obcy ludzie i gdy ich wołasz, nagle uciekają. Monika już nieraz dzwoniła w tej sprawie na policję.
- Serio?
- Niestety tak.
- Brzmi jak początek thrillera, a nie jak prawdziwa historia. Czy ty przypadkiem nie miałeś być w miasteczku dopiero za 3-4 dni?
- Taki był plan, ale okazało się, że ten kurs językowy zakończył się wcześniej. A że prawie wszyscy gdzieś pojechali i tylko Monika została, to przyszedłem tu.
- To ruszajmy.
Adam chciał ją puścić pierwszą, jednak większość ścieżki przeszli obok siebie. Dopiero na zwężeniu Rozalia prowadziła. Nie rozmawiali ze sobą, a cisza była trochę krępująca. Nie znali się prawie wcale. Rozmawiali tylko raz i to bardzo krótko, w towarzystwie Agaty, która ją podtrzymywała. Tak więc Rozalia wiedziała tylko, że chłopak uwielbia grać w siatkówkę, kocha jazdę konną i zaczął się uczyć francuskiego. Tyle i o czym miałaby z nim rozmawiać? Nie zdążyła wysnuć więcej refleksji, bo obraz jaki się przed nią rozciągał zamurował ją. Zatrzymała się tak nagle, że chłopak na nią wpadł. Choć zaraz ją przeprosił, brązowowłosa nawet go nie usłyszała. Rozglądała się szeroko otwartymi, bursztynowymi oczami po pastwiskach, stajni i całym rozgardiaszu jaki się przed nią ukazał. Słowa utknęły jej w gardle. Adam po chwili przeniósł wzrok z dziewczyny na przestrzeń i dowiedział się co było przyczyną jej zatrzymania. To co zobaczył bardzo go zabolało.
- Niemożliwe ...
A jednak ...
Dzień w gildii Fairy Tail upłynął bardzo nudno. Kilka osób przyniosło kartki z ogłoszeniami nowych misji, przyjechali ludzie dowożący asortyment do kuchni i baru. Do mistrza przyszła Porlyusica, by skontrolować jego stan zdrowia.Tak więc Mirajane stała za barem znudzona. Jej wzrok wędrował po ścianach, aż zatrzymał się na dwójce starych znajomych (Porylussica i Macarow)
obecnie
kiedyś
Macarov - mistrz gildii Fairy Tail
Porlyusica
(http://pl.fairytail.wikia.com/wiki/Postacie tak jakby ktoś chciał wejść i sprawdzić :)
Mirajane Strauss - mag klasy S, główna kelnerka gildii Fairy Tail
Jak za dotknięciem magicznej różdżki, oczy Miry rozbłysły. Odszukując pośpiesznie kartki i ołówek, usiadła na stołku przy barze i starannie wypisała wszystkie kobiety z gildii. Następnie po długim zastanowieniu wpisywała obok imię faceta, który jej zdaniem pasowałby do każdej z dziewczyn najlepiej. Spoglądając na zapisaną kartkę, uśmiechnęła się promiennie. Swatanie znajomych i przyjaciół było jej smykałką. Uwielbiała to i pragnęła szczęścia innych. Postanowiła bardzo się postarać, by pary jakie ułożyła, miały okazję się lepiej poznać. Kto wie czy będzie z tego udany związek? Warto jednak spróbować, bo przecież nic na tym nie stracą. Narysowała jeszcze tylko serduszko przy mężczyźnie, którego skrycie kochała i biorąc do rąk nową kartkę, zastanawiała się jaki trening powinna sobie zafundować. Po igrzyskach magicznych w mieście Crocus postanowiła częściowo wrócić do wypełniania misji. Jeszcze nikomu o tym nie wspomniała, bo zdecydowała że oznajmi oficjalnie swoim przyjaciołom swój "powrót" , gdy będzie w pełni sił. Po to wymyśliła trening, tylko od czego powinna zacząć?
Dobre pytanie. Po chwili zastanowienia, zapisała na kartce :
1) Polepszenie kondycji.
2) Maksymalnie wydłużenie czasu używania swoich magicznych zdolności.
3) Polepszenie siły ataków i skuteczności.
Tak, teraz była zadowolona ze swoich planów. Trening zacznie jutro, a dziś jedynie pobiegnie do domu szybkim truchtem. Choć możliwość porządnego rozciągnięcia się na zapleczu był bardzo obiecujący, to bała się, że mistrz wejdzie w najmniej odpowiednim momencie i przez to nici z "niespodzianki".
Adam minął oniemiałą Rozalię, zrobił kilka kroków w stronę pastwiska, by po chwili zatrzymać się. Dziewczyna widziała, jak zacisnął w gniewie i bezradności pięści. Ręce całe mu się trzęsły, nie była pewna czy był zły czy się bał. Obawiała się sprawdzenia tego niuansu, ale zdecydowała, że jeśli mają zacząć działać, to lepiej by było wiedzieć, jak nakłonić go do współpracy. Podchodząc do Adama, starała się znaleźć postawę jaką powinna przyjąć. Choć bardzo bała się o Agatę i Monikę, nie okazywała tego, cały jej bój z lękiem rozgrywał się w jej myślach. Nie zdążyła się odezwać, bo chłopak ją wyprzedził.
- Powinniśmy sprawdzić, czy one tu są, no i co ze zwierzętami. Zadzwonię do szkółki jeździeckiej, może tam obecnie przebywają. Jeśli nie, to dzwoniąc na policję oprócz wtargnięcia i rozboju będziemy musieli zgłosić też ich zaginięcie. Lepiej będzie jeśli nie będziemy się rozdzielać.
- Masz rację. To ty już dzwoń, a ja w tym czasie zobaczę co dokładnie się wala po pastwisku.
- Dobrze, ale proszę nie zbliżaj się zbytnio do drzew.
- W porządku.
Rozalia przechadzała się po terenie, co chwilę głębiej wdychając powietrze. Starała się nie myśleć o właścicielach przedmiotów i zaschniętej, szkarłatnej cieczy. Próbowała zapamiętać co gdzie leżało. Niczego nie dotykała, po upiornych oględzinach spojrzała na chłopaka. Na jego twarzy było coraz większe zdenerwowanie, zmieszane z paniką w oczach. Nie musiała go o nic pytać, wiedziała po jego minie, że Agaty i Moniki nikt nie widział i prawdopodobnie nie wiedzą gdzie one są.
Wspólnie sprawdzili stajnię i dom, do którego blondyn miał zapasowy klucz. O dziwo nic w nim nie zginęło, tylko stajnia została częściowo ograbiona.
Oboje czekali teraz na policję, którą dopiero co poinformowali o tym co zastali ...
Trzy godziny po dotarciu agentów na posesję oraz powiadomnieniu rodziców dziewczyn, Adam z Rozalią byli strzępkami nerwów. Choć inaczej przeżywali tą sytuację, czuli się podobnie. Nie pozwolono im jeszcze zacząć poszukiwań, co doprowadzało ich do szaleństwa. Ciąg niekończących się pytań funkcjonariuszy policji działał im na nerwy, lecz mimo to odpowiadali na nie. Musieli poczekać do zmroku, wtedy dopiero na własną rękę mogli wszcząć poszukiwanie. Bursztynooka popatrzyła na ludzi, którzy przyszli im pomóc. Nikogo nie potrafiła rozpoznać. Choć oni pocieszali się nawzajem i smutno uśmiechali, dla niej byli obcy. Podobno dobrze znają obie dziewczyny, zastanawiało ją jak się poznali i jak dobry kontakt mają z jej przyjaciółką. Spojrzała na niebo, które barwiło się na pomarańczowo. Uwielbiała taki widok i mogłaby oglądać go godzinami, jednak tym razem błagała żeby czas minął szybciej.
Po czterdziestu pięciu minutach policjanci dali wszystkim wolną rękę. Było po zachodzie słońca, noc coraz bardziej zagarniała nieboskłon. Ludzie stanęli w grupie, rozdali wszystkim latarki i uzgodnili w jakich grupach i gdzie będą szukać. Rozi miała być w grupie z Adamem i jakimś wysokim chłopakiem w szerokiej, zielonej kurtce przeciwdeszczowej.
Przedzierali się przez ścieżkę przy rzece, co chwilę się potykali i ślizgali. Szło się im bardzo ciężko, snopy światła prześlizgiwały się wokoło nich. Co chwilę nawoływali dziewczyny po imionach, ale po godzinie nie było żadnych rezultatów. Było coraz ciemniej i zimniej. Wszyscy byli przemoknięci i okropnie zmęczeni. Chcieli już wracać, ale Rozi poprosiła żeby odłożyli to na trochę później. Chłopcy niechętnie się zgodzili, jednak przekonał ich pełny determinacji wzrok dziewczyny. Byli przekonani, że i tak nic to nie da, ale nie mieli serca, zabierać nadziei dziewczynie. Szli dalej w milczeniu, po piętnastu minutach chłopaki odwrócili się już i ruszyli w drogę powrotną. Rozalia wpatrywała się w miejsca, oświetlone latarką. Odwróciła się smutna i nagle coś podpowiedziało jej, by sprawdziła teren jeszcze raz. Gdy oświetliła konar drzewa i trochę trawy, zobaczyła że było tam coś jeszcze ... Na korze było coś wysmarowane.
Wołając towarzyszy, powoli szła do drzewa. Dotarli do niej, gdy stała przy korze, wpatrując się w plamy krwi. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo i ruszyli. Po śladach na drzewach dotarli kilka potężnych drzew dalej, do wzniesienia, na którym ktoś leżał. Rozalia pobiegła z nadzieją że to Agata, ale gdy klęcząc, przekręciła postać na bok, okazało się, że to jakaś inna dziewczyna. Adam przyklękając obok niej, sprawdził szybko czynności życiowe dziewczyny i westchnął z ulgą. Krzyknął do chłopaka w zielonej kurtce, by zadzwonił do reszty i oznajmił im, że znaleźli Monikę. Rozalia wpatrywała się tępo w przestrzeń.
To nie ona, to nie Agata - tylko tyle tłukło się jej po głowie. Nie potrafiła się w tym momencie cieszyć, była rozczarowana, że to nie jej przyjaciółkę znaleźli. Podążała automatycznie za resztą, wiedziała tylko tyle, że Adam szedł pierwszy, potem chłopak z Moniką na rękach a na końcu ona.
Siedziała sparaliżowana czarnymi myślami. Ludzie krzątali się wokół niej, policja znów się pokazała i chciała przesłuchać znalezioną, jednak sanitariusze z karetki im na to nie pozwolili. Reszta grup nadal szukała drugiej zaginionej po okolicznych terenach. Dzięki znalezieniu jednej osoby, determinacja wzięła górę i żadna z grup nie chciała się poddać.
Dopiero po chwili Rozalia zorientowała się, że siedzi w pomieszczeniu dla pracowników szkółki jeździeckiej. Była opatulona kocami, tak samo jak Monika, przy której krzątali się sanitariusze, sprawdzając jej stan zdrowia i opatrując rany. Twarz dziewczyny nie wyrażała żadnych emocji, wyglądała tak jakby nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Była przy nich ciałem, ale czy myślami też?
Po chwili usłyszała głośne rozmowy na zewnątrz.
Pewno następna grupa wróciła, a co jeśli ją znaleźli?
Rozalia już wstawała, kiedy do pomieszczenia wszedł mężczyzna w czapce z daszkiem i płaszczu przeciwdeszczowym z grobową miną. Tą minę miała zapamiętać już do końca swojego życia. Chciała zadać mu tak wiele pytań, ale otwierając usta, nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. Jej gardło nie umożliwiało jej dostępu do informacji, jakie znał ten mężczyzna. Chciała je poznać i to bardzo, jednak z drugiej strony bała się usłyszeć odpowiedź.
A co jeśli ma złe wieści? Jeśli Agata została znaleziona w jeszcze gorszym stanie niż Monika, to co wtedy? Dlaczego obie zniknęły? Uciekały przed kimś? Dlaczego nie znaleźli ich razem? Dlaczego się rozdzieliły?
Witajcie kochani, wiem zawaliłam z terminem rozdziału. Bardzo przepraszam. Jestem tak niecierpliwa przed wycieczką do Włoch, że myśli nie mogę uspokoić. Ale nie martwcie się za tydzień wracam, no i zobaczę może uda mi się coś wstawić szybciej. Okaże się. Tak więc kochani rozdzialik dla tych co czytają. Mam nadzieję, ze się spodobało :)
Pisałam to na w-fie ( uwielbiam natchnienia, bo piszę i nawet nie wiem co się w około dzieje) i koleżanki co chwilę pytały co piszę :P
Do następnego :)
środa, 30 kwietnia 2014
Rozdział 6
Miałam szeroko otwarte oczy, choć wpatrywałam się w widok, rozciągający się przede mną już kilka minut, dalej nie docierało do mnie to co widziałam.
To nie mogła być prawda. Zdenerwowana przetarłam oczy. Tak bardzo chciałam zobaczyć to co zwykle, czyli ogromne pastwiska na których leniwie pasły się konie. Jednak nigdzie nie było tej sielankowej scenki. Po pastwisku walały się lassa, sznury, łańcuchy a nawet długie noże, poplamione krwią. Nigdzie nie było zwierząt, ani Moniki. Powoli szłam przez łąkę, z dala od drzew, za którymi ktoś mógłby się schować. Powstrzymując mdłości, oglądałam te wszystkie przedmioty, na których było pełno lekko skrzepniętej krwi, nie chciałam nawet wiedzieć czyjej. Gdy czerwone plamki zaczęły mi tańczyć przed oczami, zdawało mi się, że zaraz oszaleję. Nagle jedyne co widziałam to krew. Czerwone, złowrogie plamy były wszędzie. Chciałam zasłonić ten widok rękami, ale moje dłonie także były całe pochlapane szkarłatną cieczą.
Po chwili zorientowałam się, że nie tylko przestrzeń ale także ja jestem cała we krwi!
Czułam się jak sprawca zbrodni, nie wiedzieć czemu wydawało mi się, że to ja używałam tych wszystkich rzeczy. Podświadomie odczuwałam radość, że wszystko się udało, że zaplanowany sposób działania dał pożądany efekt. Dławiłam w sobie przerażony krzyk, kolana się pode mną ugięły i padłam na nie. Niewyobrażalnie ogromnie ból rozsadzał mi głowę i przeszywał całe ciało jak lód. Osuwając się na ziemię, opierałam się rękami, by nie uderzyć się w głowę. Ledwo łapałam krótkie i desperackie porcje tlenu, których nagle nie potrafiłam utrzymać w płucach. Nieprzytomnym wzrokiem zarejestrowałam, że całość szkarłatu przybliża się do mnie, jak drapieżnik do nieświadomego zwierzęcia. Przez poczucie ogromniej bezradności i nagły napad histerii i paniki (na to wpadłam dzięki mojej koleżance Soni), zerwałam się ostatkiem sił i pognałam przed siebie. Niezwracałam uwagi gdzie biegnę, co mijam, chciałam jedynie uciec jak najdalej, by pozbyć się uczucia ogromnego zagrożenia i złudzenia, że ktoś obserwuje każdy mój oddech. Wystające gałązki drzew i krzewów smagały mnie po ciele, szarpały włosy, i rozrywały ubranie. Biegłam na oślep, popędzana uczuciami, od których chciałam się uwolnić. Im dalej biegłam, tym częściej się potykałam o wystające korzenie drzew. W pewnym momencie wydawało mi się, że lecę. Jednak było to tylko paro-sekundowe uczucie, bo następne co poczułam to bardzo silne uderzenie w plecy, które wydarło mi z płuc resztki tlenu. Zaczęłam tracić ostrość widzenia, a potem ogarnęła mnie ciemność.
Było mi zimno, nie miałam ani odrobiny siły, by poruszyć ręką. Było bardzo cicho.
Coś kapało mi na twarz, było zimne, ale zadziwiająco przyjemne. Starałam się cokolwiek usłyszeć, skupiłam się jak potrafiłam najlepiej.
Szelest.
Ciche kapanie.
Odgłos łamanych gałązek.
Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego nie mogę się ruszyć ani otworzyć oczu? Czy straciłam przytomność?
Dziewczyna o długich, ciemnobrązowych włosach siedziała przed komputerem, szukając jakiegoś ciekawego anime do obejrzenia. Raz po raz sprawdzała wyświetlacz swojej komórki, w oczekiwaniu wiadomości od swojej przyjaciółki Agaty.
Powinna ją już dostać dwie godziny temu! Przecież rozmawiały dzisiaj przed południem i wszystko zostało uzgodnione. Może plany się zmieniły? Ale czemu miałyby się jakoś pozmieniać? Może Agata po prostu zapomniała?
Nie zastanawiając się dłużej, złapała telefon i jednym sprawnym ruchem wybrała numer przyjaciółki. Niecierpliwiła się z każdym następnym sygnałem. Gdy właczyła się poczta głosowa, rozłączyła się oburzona. Gdy pojawił się jej psiak, wstała i zabierając smycz, poszła na spacer ze swoim ulubieńcem, dalej ściskając komórkę w ręce.
W trakcie przechadzki, próbowała kilka razy się dodzwonić, ale jej starania spełzły na niczym. Porządnie zirytowana dziewczyna zabrała się do znalezienia tego adresu w stercie kartek na biurku z niemałym zapałem. Podświadomość nie chciała dać jej spokoju, nie wiedzieć czemu martwiła się o Agatę, miała złe przeczucia i musiała sprawdzić co się dzieje. Jeśli zostawi to w spokoju, to sobie tego nie daruje.
Po dwudziestu minutach szaleńczych poszukiwań, stała ze świeconcymi bursztynowymi oczami i wpatrywała się z zadowoleniem w kartkę z upragnioną informacją. Szybko nabazgrała informację mamie, że wychodzi i wróci pod wieczór, by ta się o nią zbyt nie martwiła. Sprawdziła jeszcze tylko czy psiak ma wystarczająco dużo wody i jedzenia w miskach, i wychodząc zamknęła drzwi na klucz, który przezornie schowała w kieszeni zamykanej na zamek. Postanowiła dojechać na dworzec PKP rowerem, bo tak znajdzie się tam najszybciej. Pędząc na stację, pocieszała się, że to tylko jej głupie, czarne myśli i na pewno zastanie zdziwione twarze Moniki i Agaty. Jednak jej to nie powstrzymało, brnęła przed siebie jak w letargu, mając jasny cel. Jazda pociągiem minęła jej bardzo szybko, nawet jej zbytnio nie odczuła, a potem już tylko biegła do domu Moniki z ogromnym zdecydowaniem wymalowanym na twarzy. Nieczuła zmęczenia, to adrenalina, która udzieliła jej się nie wiadomo skąd. Choć pokonała tą drogę poprzednio tylko raz, teraz bez trudu umiała ją odnaleźć. Dobiegając do ulicy, rozglądała się za odpowiednim budynkiem. Stając przed okazałym domem, sprawdziła adres.
Wszystko się zgadzało.
Teraz albo nigdy.
Zaraz okaże się czy miała jakikolwiek powód by się tak spieszyć, by tu dotrzeć.
Energicznie zapukała do drzwi, ale odpowiedziała jej tylko złowroga cisza. Znów wyciągnęła telefon i wybrała numer przyjaciółki. Czekała chwilę i znów nic.
Zdecydowała się pójść do ogrodu kamienną ścieżką. Mijała piękne krzaki, kwiaty i drzewa.
Nagle dostrzegła ruch po swojej prawej stronie i nie zwlekając ani sekundy zaatakowała przeciwnika.
Więc na dziś to tyle. Wydaje mi się, że ten rozdział nie wyszedł mi najgorzej. Nawet jestem z niego w pewnym sensie zadowolona. Nie do końca wiedziałam jak powinnam zakończyć ten rozdział, ale w końcu zdecydowałam się na to.
Jejku coraz bliżej do wakacji! Nie wiem jak wy ale ja już nie mogę się już ich doczekać :)
PROSZĘ O UWAGĘ!
Z racji tego, że ostatnio pojawiło się kilka bardzo miłych dla mnie komentarzy, chciałabym podziękować ich autorom za miłe słowa.
Tak więc dziękuję bardzo poniższym osobom:
Kirin-chan
Madzia Ś
Minami Ayako
ermentiss xo
Nanase Fujimaki
Dia
Żaneta Wierzbicka
Amy Berry
Hinaichigo Corleone
Dziękuję wam wszystkim i każdej z osobna, nawet nie wiecie jak wiele radości dały mi wasze komentarze. Dodatkowo dziękuję mojej przyjaciółce- Vendetta wiem, że to czytasz choć nie zostawiasz po sobie żadnego śladu :P
To do następnego :)
To nie mogła być prawda. Zdenerwowana przetarłam oczy. Tak bardzo chciałam zobaczyć to co zwykle, czyli ogromne pastwiska na których leniwie pasły się konie. Jednak nigdzie nie było tej sielankowej scenki. Po pastwisku walały się lassa, sznury, łańcuchy a nawet długie noże, poplamione krwią. Nigdzie nie było zwierząt, ani Moniki. Powoli szłam przez łąkę, z dala od drzew, za którymi ktoś mógłby się schować. Powstrzymując mdłości, oglądałam te wszystkie przedmioty, na których było pełno lekko skrzepniętej krwi, nie chciałam nawet wiedzieć czyjej. Gdy czerwone plamki zaczęły mi tańczyć przed oczami, zdawało mi się, że zaraz oszaleję. Nagle jedyne co widziałam to krew. Czerwone, złowrogie plamy były wszędzie. Chciałam zasłonić ten widok rękami, ale moje dłonie także były całe pochlapane szkarłatną cieczą.
Po chwili zorientowałam się, że nie tylko przestrzeń ale także ja jestem cała we krwi!
Czułam się jak sprawca zbrodni, nie wiedzieć czemu wydawało mi się, że to ja używałam tych wszystkich rzeczy. Podświadomie odczuwałam radość, że wszystko się udało, że zaplanowany sposób działania dał pożądany efekt. Dławiłam w sobie przerażony krzyk, kolana się pode mną ugięły i padłam na nie. Niewyobrażalnie ogromnie ból rozsadzał mi głowę i przeszywał całe ciało jak lód. Osuwając się na ziemię, opierałam się rękami, by nie uderzyć się w głowę. Ledwo łapałam krótkie i desperackie porcje tlenu, których nagle nie potrafiłam utrzymać w płucach. Nieprzytomnym wzrokiem zarejestrowałam, że całość szkarłatu przybliża się do mnie, jak drapieżnik do nieświadomego zwierzęcia. Przez poczucie ogromniej bezradności i nagły napad histerii i paniki (na to wpadłam dzięki mojej koleżance Soni), zerwałam się ostatkiem sił i pognałam przed siebie. Niezwracałam uwagi gdzie biegnę, co mijam, chciałam jedynie uciec jak najdalej, by pozbyć się uczucia ogromnego zagrożenia i złudzenia, że ktoś obserwuje każdy mój oddech. Wystające gałązki drzew i krzewów smagały mnie po ciele, szarpały włosy, i rozrywały ubranie. Biegłam na oślep, popędzana uczuciami, od których chciałam się uwolnić. Im dalej biegłam, tym częściej się potykałam o wystające korzenie drzew. W pewnym momencie wydawało mi się, że lecę. Jednak było to tylko paro-sekundowe uczucie, bo następne co poczułam to bardzo silne uderzenie w plecy, które wydarło mi z płuc resztki tlenu. Zaczęłam tracić ostrość widzenia, a potem ogarnęła mnie ciemność.
Było mi zimno, nie miałam ani odrobiny siły, by poruszyć ręką. Było bardzo cicho.
Coś kapało mi na twarz, było zimne, ale zadziwiająco przyjemne. Starałam się cokolwiek usłyszeć, skupiłam się jak potrafiłam najlepiej.
Szelest.
Ciche kapanie.
Odgłos łamanych gałązek.
Gdzie ja jestem? Co się stało? Dlaczego nie mogę się ruszyć ani otworzyć oczu? Czy straciłam przytomność?
Dziewczyna o długich, ciemnobrązowych włosach siedziała przed komputerem, szukając jakiegoś ciekawego anime do obejrzenia. Raz po raz sprawdzała wyświetlacz swojej komórki, w oczekiwaniu wiadomości od swojej przyjaciółki Agaty.
Powinna ją już dostać dwie godziny temu! Przecież rozmawiały dzisiaj przed południem i wszystko zostało uzgodnione. Może plany się zmieniły? Ale czemu miałyby się jakoś pozmieniać? Może Agata po prostu zapomniała?
Nie zastanawiając się dłużej, złapała telefon i jednym sprawnym ruchem wybrała numer przyjaciółki. Niecierpliwiła się z każdym następnym sygnałem. Gdy właczyła się poczta głosowa, rozłączyła się oburzona. Gdy pojawił się jej psiak, wstała i zabierając smycz, poszła na spacer ze swoim ulubieńcem, dalej ściskając komórkę w ręce.
W trakcie przechadzki, próbowała kilka razy się dodzwonić, ale jej starania spełzły na niczym. Porządnie zirytowana dziewczyna zabrała się do znalezienia tego adresu w stercie kartek na biurku z niemałym zapałem. Podświadomość nie chciała dać jej spokoju, nie wiedzieć czemu martwiła się o Agatę, miała złe przeczucia i musiała sprawdzić co się dzieje. Jeśli zostawi to w spokoju, to sobie tego nie daruje.
Po dwudziestu minutach szaleńczych poszukiwań, stała ze świeconcymi bursztynowymi oczami i wpatrywała się z zadowoleniem w kartkę z upragnioną informacją. Szybko nabazgrała informację mamie, że wychodzi i wróci pod wieczór, by ta się o nią zbyt nie martwiła. Sprawdziła jeszcze tylko czy psiak ma wystarczająco dużo wody i jedzenia w miskach, i wychodząc zamknęła drzwi na klucz, który przezornie schowała w kieszeni zamykanej na zamek. Postanowiła dojechać na dworzec PKP rowerem, bo tak znajdzie się tam najszybciej. Pędząc na stację, pocieszała się, że to tylko jej głupie, czarne myśli i na pewno zastanie zdziwione twarze Moniki i Agaty. Jednak jej to nie powstrzymało, brnęła przed siebie jak w letargu, mając jasny cel. Jazda pociągiem minęła jej bardzo szybko, nawet jej zbytnio nie odczuła, a potem już tylko biegła do domu Moniki z ogromnym zdecydowaniem wymalowanym na twarzy. Nieczuła zmęczenia, to adrenalina, która udzieliła jej się nie wiadomo skąd. Choć pokonała tą drogę poprzednio tylko raz, teraz bez trudu umiała ją odnaleźć. Dobiegając do ulicy, rozglądała się za odpowiednim budynkiem. Stając przed okazałym domem, sprawdziła adres.
Wszystko się zgadzało.
Teraz albo nigdy.
Zaraz okaże się czy miała jakikolwiek powód by się tak spieszyć, by tu dotrzeć.
Energicznie zapukała do drzwi, ale odpowiedziała jej tylko złowroga cisza. Znów wyciągnęła telefon i wybrała numer przyjaciółki. Czekała chwilę i znów nic.
Zdecydowała się pójść do ogrodu kamienną ścieżką. Mijała piękne krzaki, kwiaty i drzewa.
Nagle dostrzegła ruch po swojej prawej stronie i nie zwlekając ani sekundy zaatakowała przeciwnika.
Więc na dziś to tyle. Wydaje mi się, że ten rozdział nie wyszedł mi najgorzej. Nawet jestem z niego w pewnym sensie zadowolona. Nie do końca wiedziałam jak powinnam zakończyć ten rozdział, ale w końcu zdecydowałam się na to.
Jejku coraz bliżej do wakacji! Nie wiem jak wy ale ja już nie mogę się już ich doczekać :)
PROSZĘ O UWAGĘ!
Z racji tego, że ostatnio pojawiło się kilka bardzo miłych dla mnie komentarzy, chciałabym podziękować ich autorom za miłe słowa.
Tak więc dziękuję bardzo poniższym osobom:
Kirin-chan
Madzia Ś
Minami Ayako
ermentiss xo
Nanase Fujimaki
Dia
Żaneta Wierzbicka
Amy Berry
Hinaichigo Corleone
Dziękuję wam wszystkim i każdej z osobna, nawet nie wiecie jak wiele radości dały mi wasze komentarze. Dodatkowo dziękuję mojej przyjaciółce- Vendetta wiem, że to czytasz choć nie zostawiasz po sobie żadnego śladu :P
To do następnego :)
poniedziałek, 31 marca 2014
Liebster Awards
Zacznijmy od tego, że nie spodziewałam się iż kiedyś dostanę nominację. Więc jak łatwo się domyśleć bardzo mnie to zdziwiło, ale również ucieszyło.
Bardzo dziękuję obu dziewczynom-Madzi Ś i Amy Berry, kochane dla was ogromne DZIĘKUJĘ :)
Dostałam nominację od uroczej Madzi Ś, a pytanka jakie mi zadała to:
1. Co skłoniło Cię do założenia tego bloga?
2. Czy masz jakieś zwierzę domowe? Jak się wabi?
3. Czy jest coś czego żałujesz?
4. Kto jest twoim autorytetem? Dlaczego?
5. Co lubisz robić w czasie wolnym?
6. W jakiej szkole się teraz uczysz? (podstawówka, gimnazjum, liceum, technikum, zawodówka)
7. Gdyby można było się zamienić z jakimś zwierzęciem ciałem, na kogo padłby Twój wybór?
8. Ulubiony wykonawca.
9. Czy posiadasz jakieś zdolności?
10. Bez czego nie możesz funkcjonować?
11. Jaki jest twój ideał mężczyzny/kobiety? ( chociaż takich nie ma :D )
Dodatkowo dostałam pytanka od Amy Berry:
1. Twój ulubiony kolor?
Nadszedł czas na moje 11 pytań, jeśli ktoś uzna je za głupie, to trudno :P
Bardzo dziękuję obu dziewczynom-Madzi Ś i Amy Berry, kochane dla was ogromne DZIĘKUJĘ :)
Dostałam nominację od uroczej Madzi Ś, a pytanka jakie mi zadała to:
1. Co skłoniło Cię do założenia tego bloga?
2. Czy masz jakieś zwierzę domowe? Jak się wabi?
3. Czy jest coś czego żałujesz?
4. Kto jest twoim autorytetem? Dlaczego?
5. Co lubisz robić w czasie wolnym?
6. W jakiej szkole się teraz uczysz? (podstawówka, gimnazjum, liceum, technikum, zawodówka)
7. Gdyby można było się zamienić z jakimś zwierzęciem ciałem, na kogo padłby Twój wybór?
8. Ulubiony wykonawca.
9. Czy posiadasz jakieś zdolności?
10. Bez czego nie możesz funkcjonować?
11. Jaki jest twój ideał mężczyzny/kobiety? ( chociaż takich nie ma :D )
Dodatkowo dostałam pytanka od Amy Berry:
1. Twój ulubiony kolor?
2. Jakie filmy lubisz najbardziej?
3. Boisz się pająków i węży?
4. Gdzie chciałbyś/chciałabyś mieszkać w przyszłości?
5. Jaki przedmiot w szkole lubisz/lubiłaś/lubiłeś najbardziej, a jakiego nienawidzisz?
6. Ulubiona potrawa?
7. Jakiej muzyki słuchasz?
8. Wolisz góry czy morze?
9. Najlepsza bajka dzieciństwa?
10. Co najbardziej lubisz robić?
11. Ulubiony i znienawidzony dzień tygodnia?
Moje Odpowiedzi do pytań zadanych mi przez Madzię :
1. Do założenia bloga naciągnęły mnie dwie zwariowane osóbki, moja przyjaciółka i moja kumpela. Dodam tyko, że obie znam od przedszkola :P
2. Aktualnie mam koszatniczkę, która nazywa się Gibson, ale wołamy na niego Gibi.
3. Żałuję niektórych decyzji i parę znajomości, które dla własnego dobra powinnam skończyć wcześniej, żeby nie musieć się tyle denerwować, ale przynajmniej czegoś się nauczyłam.
4. Moim autorytetem jet moja mama, może to dla niektórych dziecinne ale ja zdania nie zmienię. Odpowiedź dlaczego dam bardzo krótką, bo mogłabym się rozpisywać dniami i nocami, więc jest ona ze mną zawsze i potrafi znaleźć czas na rozmowę, kiedy przysłowiowo pali jej się grunt pod nogami.
5. W wolnym czasie spotykam się ze znajomymi, słucham muzyki, czytam mangę, oglądam anime, filmy i śmieszne filmiki, no i jak mam dostęp do laptopa to piszę rozdziały.
6. Uczę się w technikum :)
7. Oczywiście chciałabym zmienić się w pięknego, dzikiego konia o bułanej maści ( czyli koń jest jasnokremowy i ma czarny ogon, grzywę i nogi).
8. Jest ich zbyt wielu by wypisywać...
9. Podobno mam ogromną cierpliwość do ludzi i zwierząt,
niektórzy twierdzą, że ładnie śpiewam ale nie mi to oceniać.
10. Nie potrafię funkcjonować bez muzyki :) (bo ludzie to nie rzeczy, a chciałam napisać znajomych)
11. Nie szukam ideału, ale co jak co facet musi być zaradny i obowiązkowo powinien szanować kobiety.
A teraz odpowiedzi na pytania Amy :
1. Niebieski oraz wszystkie jego odcienie.
2. Lubię filmy, które coś wnoszą w moje życie np. przypominają o kruchości życia, obrazują wagę przyjaźni itd.
3. Pająki przerażają mnie, a zwłaszcza te ogromne, za to jakoś węże nie zrobiły jeszcze na mnie negatywnego wrażenia.
4. Nie mam ustalonego miejsca, bo sądzę że to ludzie je tworzą a nie krajobraz.
5. Przedmiot jaki lubię to angielski, a nie lubię fizyki.
6. No i nie wiem co napisać, bo uwielbiam jeść :P Chyba postawię na pierogi ruskie ze śmietaną.
7. Słucham tego co wpadnie mi w ucho, ale najczęściej słucham rocka.
8. Doceniam i to i to, ale wybrać nie potrafię.
9. Mustang z dzikiej doliny!
10. Najbardziej lubię śpiewać, podczas jazdy konnej :)
11. Uwielbiam sobotę, a nie lubię środy- wtedy nic mi się nie chce.
Nadszedł czas na moje 11 pytań, jeśli ktoś uzna je za głupie, to trudno :P
1. Twoje ulubione zwierzę?
2. Jaką piosenkę poleciłabyś komuś do przesłuchania?
3. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
4. Jaką masz ulubioną porę roku i dlaczego?
5. Masz ulubiony film, jaki?
6. Gdybyś wygrała milion złotych na co byś je wydała?
7. Gdybyś mogła mieć przez 3 dni jakąś super moc, co by to było i dlaczego?
8. Na jakie pytania nie cierpisz odpowiadać nowo poznanym osobom?
9. Czy gdyby ktoś zaproponowałby tobie wycieczkę do np. Stanów Zjednoczonych pod warunkiem, że byłabyś z nim do końca życia, zgodziłabyś się? Uzasadnij odpowiedź.
10. Wymień jedno swoje postanowienie, które było tzw. całkowitym niewypałem.
11. Czego chciałabyś się w przyszłości nauczyć i dlaczego?
Nadszedł czas by wyznaczyć osoby, które będą nękane przez moje pytanka :)
1. Kirin -chan http://miniserieanime.blogspot.com
2. Noyn http://dziennikidestiny.blogspot.com
3. Lucyna http://ka-opowiadanka.blogspot.com
4. Arisha http://grobowa-cisza.blogspot.com
5. Dia http://teen-titans-historia-raven.blog.onet.pl
6. Cutegirl Iwcia http://przepowiednia-kroniki-nowelandii.blogspot.com/
7. Mira http://moje-dziwne-historie.blogspot.com/
8. ermentiss xo http://your-own-anchor.blogspot.com/
9.Minami Ayako http://ayako-to-sasuke-ninja-story.blogspot.com/
10. Shelia Yuuriko i Ren Choi Haden http://as-in-fairy-tail.blogspot.com/
11. Kath http://my-little-talent.blogspot.com
Przepraszam, że tak długo kazałam wam czekać na odpowiedzi, ale choróbska mnie chyba ostatnio kochają - oczywiście bez wzajemności :P
Osobom nominowanym do soboty napiszę informację na ich blogach. Pozdrawiam :)
Przepraszam, że tak długo kazałam wam czekać na odpowiedzi, ale choróbska mnie chyba ostatnio kochają - oczywiście bez wzajemności :P
Osobom nominowanym do soboty napiszę informację na ich blogach. Pozdrawiam :)
poniedziałek, 17 lutego 2014
Rozdział 5
Mirajane siedziała za barem, czekając jak co dzień na swoich przyjaciół. Myślami była przy swoim rodzeństwie (ma brata i siostrę-Miruś jest najstarsza), które jak większość członków gildii Fairy Tail, byli na misji poza miastem Magnolia. Tęskniła za nimi wszystkimi. Bez nich było tak bardzo spokojnie i cicho. Każdy mag wyruszył na wyprawę, nie było to czymś dziwnym, bo tak wygląda ich życie, ale czemu akurat w tym samym czasie? Przecież mogłoby być jak zwykle, czyli część osób zostaje w gildii a reszta jest w trakcie misji.
Teraz siedziała sama w pustym pomieszczeniu- domu i nie miała pojęcia co robić. Choć momentami miała dość niekończącego się hałasu, rzucania czym popadnie, bójek chłopaków, widoku zdenerwowanej Erzy, która była w stanie nieźle sprać każdego kto uniemożliwi jej zjedzenia ciasta truskawkowego, zarumienionej od alkoholu Cany i wszystkich jej przyjaciół, których przyzwyczajenia bywają bardzo męczące, teraz bardzo brakowało jej tego rozwrzeszczanego towarzystwa.
Nagle potrząsnęła energicznie głową, wstała z miejsca ze zdecydowaniem wymalowanym na twarzy i szybciutko pomaszerowała do kuchni.
Wyglądałam przez okno pociągu, w oczekiwaniu na dojazd do stacji. Myślami byłam przy pewnym ciekawym pomyśle i chciałam jak najszybciej podzielić się nim z Monią. Moi przyjaciele już kilka razy proponowali mi, żebym zabrała ze sobą Rozalię, moją najlepszą przyjaciółkę, na ognisko i na babską nockę. Zawsze jednak nie było kiedy to zorganizować, albo nie było kogoś, kto bardzo chciał w tym uczestniczyć. Dlatego zbliżające się wakacje dały nam idealną porę na wspólne wygłupy. Ze zniecierpliwieniem stałam przed drzwiami, gdy pociąg powoli zatrzymywał się. Wydawało mi się, że mijały wieki zanim mogłam wysiąść z tej kupy żelastwa i pobiec w kierunku domu Moniki. Biegłam szybko przed siebie, pokonując leśną dróżkę sprawnie i bez zastanawiania się skręcałam w dobrze znane sobie strony. Dzięki biegowi na skróty, dotarłam przed dom przyjaciółki w pięć minut, czyli bardzo szybko, bo gdybym wybrała drogę szosą byłabym tu dopiero za piętnaście minut. Zadowolona z siebie zapukałam energicznie w drzwi wejściowe, uspokajając oddech oraz czekając aż otworzy mi Monika. Zdziwiłam się gdy czekałam i nic się nie działo. Cisza, coś takiego nie jest do niej podobne, zawsze biegnie sprawdzić kto ją odwiedza. Dla pewności nacisnęłam dzwonek, upewniając się tylko, że nie ma jej w środku. Ostrożnie podążałam do ogrodu ścieżką pomiędzy krzewami, różnorodnymi drzewami i kwiatami o cudownym zapachu. Jednak nie było mi do śmiechu jak zazwyczaj, gdy tędy szłam. Tym razem podświadomość ostrzegała mnie, żebym nie szła dalej. Dlatego skradałam się najciszej jak mogłam. Bardzo ufałam swojej intuicji, jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i choć wydawało się absurdem to, że w tej posiadłości jest jakieś niebezpieczeństwo, ja wiedziałam, że to tylko pozory. Wyłoniłam się bezszelestnie zza krzewu różanego i rozejrzałam się. Nic. Szłam w stronę ogromnej stajni, nie zatrzymywałam się mimo narastającej we mnie panice. Choć chciałam krzyczeć, zacisnęłam tylko dłonie w pięści i łapiąc lasso, zakradłam się do drzwi stajni. Z tłukącym się głośno sercem wślizgnęłam się do środka przez uchylone drzwi. Szybko skręciłam w lewo do siodlarni. Rozglądając się, sprawdzałam czy coś zginęło. Jednak na pierwszy rzut oka wszystko było na swoim miejscu. Nie uspokoiło mnie to jednak. Po kilku głębokich oddechach zdecydowałam się na dalsze zwiady. Lekko wychylając się zza drzwi, szukałam wzrokiem jakiegokolwiek znaku, że moje przeczucie może być prawdziwe. Okazało się, że wcale nie muszę się przyglądać, bo cicha stajnia była pusta. Drzwi do końskich boksów były niedbale pootwierane, jakby ktoś się bardzo śpieszył. Na dodatek wszystkie przedmioty walały się na podłodze, od grabi po puste worki na siano.
Ktoś tu był i czegoś szukał.
Tylko kto?
Czy znalazł to po co przyszedł?
A może jeszcze tu wróci?
I gdzie jest Monika?
Niepewna ruszyłam przed siebie z ogromną determinacją, która z każdym krokiem wzmagała we mnie. Sprawdziłam każdy, nawet najmniejszy kąt pomieszczenia, żeby się upewnić, że ktokolwiek tu był, wyszedł już jakiś czas temu.
Wybiegłam ze stajni z okropną myślą, że to właśnie Monika była celem. Zmierzałam na pastwiska. Musiałam wiedzieć czy konie także zniknęły, bałam się, że ich nie znajdę. Jednak gdy dobiegłam, do kryjących się za rozłożystymi drzewami łąk dla koni, serce ścisnęło mi się boleśnie na widok jaki miałam przed sobą. Nie wiem nawet kiedy moje dłonie zakryły mi usta, powstrzymując przerażony krzyk...
Teraz siedziała sama w pustym pomieszczeniu- domu i nie miała pojęcia co robić. Choć momentami miała dość niekończącego się hałasu, rzucania czym popadnie, bójek chłopaków, widoku zdenerwowanej Erzy, która była w stanie nieźle sprać każdego kto uniemożliwi jej zjedzenia ciasta truskawkowego, zarumienionej od alkoholu Cany i wszystkich jej przyjaciół, których przyzwyczajenia bywają bardzo męczące, teraz bardzo brakowało jej tego rozwrzeszczanego towarzystwa.
Nagle potrząsnęła energicznie głową, wstała z miejsca ze zdecydowaniem wymalowanym na twarzy i szybciutko pomaszerowała do kuchni.
Wyglądałam przez okno pociągu, w oczekiwaniu na dojazd do stacji. Myślami byłam przy pewnym ciekawym pomyśle i chciałam jak najszybciej podzielić się nim z Monią. Moi przyjaciele już kilka razy proponowali mi, żebym zabrała ze sobą Rozalię, moją najlepszą przyjaciółkę, na ognisko i na babską nockę. Zawsze jednak nie było kiedy to zorganizować, albo nie było kogoś, kto bardzo chciał w tym uczestniczyć. Dlatego zbliżające się wakacje dały nam idealną porę na wspólne wygłupy. Ze zniecierpliwieniem stałam przed drzwiami, gdy pociąg powoli zatrzymywał się. Wydawało mi się, że mijały wieki zanim mogłam wysiąść z tej kupy żelastwa i pobiec w kierunku domu Moniki. Biegłam szybko przed siebie, pokonując leśną dróżkę sprawnie i bez zastanawiania się skręcałam w dobrze znane sobie strony. Dzięki biegowi na skróty, dotarłam przed dom przyjaciółki w pięć minut, czyli bardzo szybko, bo gdybym wybrała drogę szosą byłabym tu dopiero za piętnaście minut. Zadowolona z siebie zapukałam energicznie w drzwi wejściowe, uspokajając oddech oraz czekając aż otworzy mi Monika. Zdziwiłam się gdy czekałam i nic się nie działo. Cisza, coś takiego nie jest do niej podobne, zawsze biegnie sprawdzić kto ją odwiedza. Dla pewności nacisnęłam dzwonek, upewniając się tylko, że nie ma jej w środku. Ostrożnie podążałam do ogrodu ścieżką pomiędzy krzewami, różnorodnymi drzewami i kwiatami o cudownym zapachu. Jednak nie było mi do śmiechu jak zazwyczaj, gdy tędy szłam. Tym razem podświadomość ostrzegała mnie, żebym nie szła dalej. Dlatego skradałam się najciszej jak mogłam. Bardzo ufałam swojej intuicji, jeszcze nigdy mnie nie zawiodła i choć wydawało się absurdem to, że w tej posiadłości jest jakieś niebezpieczeństwo, ja wiedziałam, że to tylko pozory. Wyłoniłam się bezszelestnie zza krzewu różanego i rozejrzałam się. Nic. Szłam w stronę ogromnej stajni, nie zatrzymywałam się mimo narastającej we mnie panice. Choć chciałam krzyczeć, zacisnęłam tylko dłonie w pięści i łapiąc lasso, zakradłam się do drzwi stajni. Z tłukącym się głośno sercem wślizgnęłam się do środka przez uchylone drzwi. Szybko skręciłam w lewo do siodlarni. Rozglądając się, sprawdzałam czy coś zginęło. Jednak na pierwszy rzut oka wszystko było na swoim miejscu. Nie uspokoiło mnie to jednak. Po kilku głębokich oddechach zdecydowałam się na dalsze zwiady. Lekko wychylając się zza drzwi, szukałam wzrokiem jakiegokolwiek znaku, że moje przeczucie może być prawdziwe. Okazało się, że wcale nie muszę się przyglądać, bo cicha stajnia była pusta. Drzwi do końskich boksów były niedbale pootwierane, jakby ktoś się bardzo śpieszył. Na dodatek wszystkie przedmioty walały się na podłodze, od grabi po puste worki na siano.
Ktoś tu był i czegoś szukał.
Tylko kto?
Czy znalazł to po co przyszedł?
A może jeszcze tu wróci?
I gdzie jest Monika?
Niepewna ruszyłam przed siebie z ogromną determinacją, która z każdym krokiem wzmagała we mnie. Sprawdziłam każdy, nawet najmniejszy kąt pomieszczenia, żeby się upewnić, że ktokolwiek tu był, wyszedł już jakiś czas temu.
Wybiegłam ze stajni z okropną myślą, że to właśnie Monika była celem. Zmierzałam na pastwiska. Musiałam wiedzieć czy konie także zniknęły, bałam się, że ich nie znajdę. Jednak gdy dobiegłam, do kryjących się za rozłożystymi drzewami łąk dla koni, serce ścisnęło mi się boleśnie na widok jaki miałam przed sobą. Nie wiem nawet kiedy moje dłonie zakryły mi usta, powstrzymując przerażony krzyk...
Subskrybuj:
Posty (Atom)